Dreams are renewable. No matter what our age or condition, there are still untapped possibilities within us and new beauty waiting to be born.

-Dale Turner-

niedziela, 29 kwietnia 2012

Here comes the storm



Chyba dłużej szukałam tej  piosenki, niż pisałam rozdział, a i tak średnio pasuje.... 



Rozdział 17


Całą noc nie spałem. Strach, niczym jadowita żmija wił się po całym moim ciele i duszy. Wkradał się w każdy zakamarek mózgu, by ukąsić i popełzać dalej. Dzwoniłem do niej niezliczoną ilość razy, lecz ciągle słyszałem te same słowa – abonent ma wyłączony telefon lub jest poza zasięgiem sieci. Gdy tylko zamykałem oczy, które domagały się zasłużonego odpoczynku, miliony obrazów i scenariuszy wyświetlały się w moim umyśle. Nie wiedziałem nic, poza tym, że ktoś krzywdził moją delikatną Jasmin. Ten człowiek musiał być potworem. Jak mógł podnieść rękę na to bezbronne stworzenie? Nie mieściło mi się w głowie, żeby uderzyć kobietę. Przecież one tyle dla nas robią. Poświęcają cale swoje życie, żeby nam było dobrze. One nas urodziły, wychowały, wykarmiły, nauczyły wszystkiego czego były w stanie. Gdyby nie nasze mamy, babcie, siostry, dziewczyny, żony wszystko straciłoby sens. Każda taka piękna, a jednocześnie różniąca się od pozostałych. Ich nierzadko irracjonalne zachowania dostarczały nam emocji, wyrywały z monotonni. Te cudowne kolorowe kwiaty na szarej łące rozjaśniały nasz świat i czyniły go lepszym. Tak często krzywdzone, zrywane więdły. Krzywdzone przez ludzi pokroju Kadira. Obok strachu czułem też złość. W połączeniu tworzyły śmiertelną mieszankę. Moja zazwyczaj zielono-żółta, beztroska dusza przybrała karmazynowo-czarnego kolorytu. Nieprawdopodobne jak w ciągu kilku chwil człowiek może dojrzeć. Moje różowe klapki na oczach spadły i zniknęły razem ze szczelnym kloszem, którym się otaczałem. Do tej pory byłem takim egoistą. Liczyły się tylko koncerty, zabawa, zespół, imprezy, moje pasje. Jedynym problemem było to, że ludzie traktowali mnie tak, jak na to zasługiwałem. Niepoważnie. Stawiałem siebie w centrum wszechświata i nie zauważałem nikogo innego. Aż nagle pojawiła się ta drobna, niepozorna osóbka i wylała mi kubeł zimnej wody na głowę. Pokazała, że w niczym nie jestem lepszy od reszty. Uratowała mnie przed samym sobą. Teraz była moja kolei, żeby jej pomóc. Oczywiście zgłosiłem sprawę na policję, ale nie mogłem zrobić nic więcej. Bo niby co? Nie wiedziałem nawet gdzie mieszka. Broniła swojej prywatności jak lwica. Myślałem, że po prostu ma takie zasady, taki skryty charakter. Nie przyszło mi nawet do głowy, że coś złego może się u niej dziać. Na palcach wstałem z łóżka i poszedłem na balkon. Potrzebowałem trochę świeżego powietrza, chłodzącego wiatru. Już chciałem usiąść na ławce i kontynuować moje rozważania, kiedy zobaczyłem, że nie jestem sam. Zayn wpatrywał się w gwiazdy i nawet mnie nie zauważył. Dawno nie widziałem go tak zamyślonego. Od spotkania z Jasmin był jakiś inny. Pewnie, że ten incydent wpłynął na wszystkich chłopaków, ale tu chodziło o coś więcej.
- Zayn, Ty coś wiesz – moje stwierdzenie przerwało ciszę i wywołało kolejne zmarszczki na twarzy Mulata.
- Gdzieś ją już widziałem. Ze wszystkich sił staram sobie przypomnieć gdzie, ale nie umiem. Mam złe przeczucia, Lou. I nie chodzi mi tylko o tego jej brata. Po obrzeżach moich myśli coś krąży, ale nie umiem tego uchwycić. Wycofaj się póki jeszcze możesz. Zrobiłeś co do Ciebie należało, zgłosiłeś sprawę na policję. Nie masz jak jej inaczej pomóc. A jeśli się będziesz mieszał, to wyjdzie z tego jeszcze większe bagno. Trzeba wiedzieć, kiedy walczyć, a kiedy odpuścić. Jeśli wybierzesz tą pierwszą opcję, jestem pewien, że będziesz cierpiał. Chyba, że uważasz, że warto. Jeśli tak, to możesz na mnie liczyć. Jestem Twoim przyjacielem, Louis, dlatego zawsze przy Tobie zostanę  i będę Cię wspierał – zakończył monolog, a ja bezwładnie oparłem się o jego ramię i zacząłem płakać. Mówi się, że facetowi nie przystoi się mazać. Że powinien być twardy. Dlaczego? My nie jesteśmy bezdusznymi robotami. Też mamy emocje i uczucia. Też kochamy i nienawidzimy. Też umieramy ze strachu i tęsknoty. Też jesteśmy tylko ludźmi, lecz utarło się, że nie wypada nam się do tego przyznawać.
Równo o godzinie 10.00 wybiegłem na uczelnię. Zajęcia zaczynały się dopiero koło 11.30, ale chciałem porozmawiać z Jasmin. Nie chodziło nawet o to, żeby się dowiedzieć prawdy, której też byłem ciekaw. Po prostu musiałem się upewnić, że jest cała i zdrowa. Powiedzieć jej, że może na mnie liczyć. Wspólnie z chłopakami stwierdziliśmy, że jeśli tylko chciałaby uciec z tego domu, to zawsze może zatrzymać się u nas. Od razu skierowałem się do biblioteki. Tam właśnie Mina codziennie przed zajęciami się zaszywała. Gdy siedziała nad tymi książkami i chłonęła treści, które dla większości społeczeństwa były nudne i niezrozumiałe, na jej twarzy widniała tak ogromna fascynacja. Oczywiste było, że to jej prawdziwa pasja. Szybko otworzyłem drzwi uczelni i prawie pobiegłem do miejsca, które zawsze zajmowała. Gdy zamiast pięknej dziewczyny zobaczyłem puste krzesło, ogarnęła mnie panika. Nocne myśli, niczym złe demony powróciły i ponownie mnie opętały. A jeśli oni coś jej zrobili? A jeśli leży gdzieś pobita, lub jest zamknięta w jakiejś piwnicy?  Albo jeżeli skrzywdzili ją jeszcze bardziej? Byłem taki bezsilny. Ale zaraz, stop, chwila. Czy ja przypadkiem nie jestem Louisem Tomlinsonem?  Człowiekiem, który może praktycznie wszystko? Z tą myślą skierowałem się do sekretariatu. Wszedłem do niewielkiego pomieszczenia i od razu obdarowałem naszą sekretarkę najpiękniejszym z uśmiechów, na co ta lekko się zarumieniła.
- Dzień dobry. Muszę powiedzieć, że wygląda pani dzisiaj zniewalająco. Czyżby nowa fryzura?
- Dziękuję. Miło, że zauważyłeś. Mój mąż nawet nie zwrócił uwagi. Co Cie do mnie sprowadza? Bo nie uwierzę, że przyszedłeś na pogawędkę o pogodzie.
- Bo ja mam do pani dość nietypową prośbę. Kojarzy pani tą studentkę z pierwszego roku, Jasmin? To taka niska, niebieskooka blondynka.
- Tak, tak, wiem. Przeurocza dziewczynka. Zawsze odpowie dzień dobry i znajdzie chwilę na rozmowę. W dzisiejszych czasach tak rzadko to się zdarza.
- I chodzi o to, że wczoraj gdy omawialiśmy projekt zostawiła u mnie torebkę. Jest tam wszystko: klucze, portfel, komórka, dowód.  Wiem, że nie będzie jej w Akademii do końca, tygodnia, bo opiekuje się chorą siostrą. Czy mogłaby pani dać mi jej adres, żebym odniósł zgubę? – wraz z tym pytaniem promienny uśmiech zniknął z twarzy kobiety, która momentalnie się spięła.
- Wiesz, że to jest niezgodne z zasadami. Gdyby się dowiedzieli, to wyrzuciliby mnie na bruk – powiedziała lodowatym głosem.
- Nie pisnę ani słowa. Jasmin na pewno bardzo się martwi – zobaczyłem nutę zawahania – Przecież pani wie, że ja jej krzywdy nie zrobię. Chcę tylko oddać torebkę – dodałem                                                     
- Wychodzę na pięć minut. Pilnuj sekretariatu – zdecydowała po chwili namysłu. Gdy tylko opuściła pokój prawie rzuciłem się do komputera i już po chwili miałem nazwę ulicy i numer domu. Postanowiłem odpuścić sobie wykłady. Wsiadłem do mojego czerwonego lamborghini i ruszyłem do miejsca, gdzie najprawdopodobniej przebywała Mina.
Dom przed którym zaparkowałem był tak sam jak te sąsiednie. Czerwone dachówki, białe ściany i para okien. Taki standard. Ale to właśnie w tych zwykłych domach i niewyróżniających się rodzinach, pod osłoną normalności, żyły największe patologie. Spojrzałem w okno na drugim piętrze. Za zasłonką stała przerażona Jasmina i intensywnie gestykulowała, chcąc mi przekazać, że powinienem stamtąd odejść. To jeszcze bardziej mnie przekonało, że robię słusznie. Zadzwoniłem dzwonkiem i po chwili zobaczyłem stojącego w drzwiach Kadira.
- Cześć. Ja chciałem Cię bardzo przeprosić za wczorajszy incydent. Trochę mnie poniosło – słowa ledwo przechodziły mi przez gardło, lecz wiedziałem, że inaczej nie będę miał szansy porozmawiać z Miną.
- Przeprosiny przyjęte. Coś jeszcze? – powiedział ze zwycięską miną i pogardą w oczach.
- Tak, chciałbym pozmawiać z Twoją siostrą
- Ona nie ma teraz czasu
- Pięć minut, proszę – nie rozumiałem tej całej sytuacji. Z tego co wiedziałem ona była dorosła. Więc dlaczego…
- Poczekaj chwilę – odparł po momencie zastanowienia. Stałem pod ich domem jakieś dziesięć minut. Z środka dobiegały krzyki, lecz nic nie rozumiałem, ponieważ mężczyzna posługiwał się jakimś dziwnym językiem. W końcu drzwi się otworzyły. Brat dziewczyny wyszedł razem z nią trzymając ją za ramię.
- Cześć. O co chodzi? Pospiesz się, bo jestem bardzo zajęta – jej głos, tak samo jak twarz,  pozbawiony był jakichkolwiek emocji.
- Chciałem sprawdzić, czy wszystko w porządku. Nie odbierałaś telefonu. Martwiłem się.
- To jak widzisz, że wszystko dobrze, to chyba możesz już sobie iść. Nie odbierałam, bo uważam, że nie mamy o czym rozmawiać. Nie dzwoń do mnie więcej i nie przychodź. Nie życzę sobie tego. A teraz muszę wracać do domu. – gdyby nie strach i nieme błaganie o pomoc, które dostrzegłem w jej oczach, pewnie bym uwierzył w te słowa. Była świetną aktorką. Zdawałem sobie sprawę z tego, że to przedstawienie dla brata. Już miałem wrócić do samochodu i jechać do domu, w celu obmyślania kolejnego planu, kiedy zobaczyłem jakąś kartkę. Schyliłem się i ją rozwinąłem. Zobaczyłem niewielki, zgrabne litery – Dziś, 23.00, nad naszym jeziorkiem. Czułem, że to będzie przełomowe spotkanie. Że wszystko zostanie powiedziane.   
--------------------------------------------------------------------------
A więc najpierw chciałam wam podziękować. Każdy jeden komentarz pod ostatnim postem był dla mnie niewyobrażalnie ważny. Już chciałam to zostawić, poddać się, ale dzięki wam mam znowu siłę Tak jak przewidziała Aleksja, wraz z górskim powietrzem i sielskimi widokami moja wena wróciła. I nie chcę wyjść na zbyt pewną siebie, ale ten rozdział mi się nawet podoba. Pewnie, że mógłby być lepszy, ale w porównaniu do poprzedniego jest w miarę ok. Obiecuję już nigdy nie wstawić czegoś tak beznadziejnego jak ostatnio. Wracając do kwestii przyszłości tego bloga, tak jak napisałam w odpowiedziach słowa Young, Vick i Aleksji dały mi naprawdę do myślenia. Rozważam opcję zawieszenia, oczywiście po skończeniu tego wątku. Nie chcę całkowicie kończyć, ale boję się, że potem nie wrócicie. No nic, pożyjemy, zobaczymy. A na razie wstawiam i idę dalej się opalać i delektować cudownymi widokami w towarzystwie Trudi Canavan (kocham jej książki !) Lecę, wrócę jak napiszę. Już nigdy nie będę się ograniczała terminami, bo sami widzieliście tego żałosne skutki. Jak chcecie być informowani o nowych rozdziałach, to w zakładce ,,o mnie” dałam GG. Dobra idę. Buziaki z gorącej wsi zabitej dechami :*
Wasza Gabi ♥♥


Ps. właśnie założyłam tego nowego bloga. Nie wytrzymałam do czerwca. Jeśli jest ktoś chętny, to tutaj link -->Do not call me Mel

piątek, 27 kwietnia 2012

You won't admit to it


Piosenka -  tutaj



Rozdział 16

Niewyobrażalnie dziwne uczucie. W jednej chwili cały świat przestał istnieć. Sprawy, które dotąd były priorytetowe, przestały mieć znaczenie. Liczyła się tylko ona. W jednej sekundzie wywróciła mój świat do góry nogami. Nie widziałem niczego poza jej mądrymi oczami, delikatną niczym porcelana cerą i promiennym uśmiechem. Jej perlisty śmiech i łagodny głos to jedyne dźwięki jakie docierały do moich uszu. Żyłem jak w amoku. Traciłem kontakt z rzeczywistością i powoli zaczynało się to robić niebezpieczne. Tonąłem w błękicie jej tęczówek.  Wpadałem w bezdenną otchłań jej uroku. A do tego wszystkiego dochodził jeszcze ten paraliż, gdy tylko była w zasięgu mojego wzroku. I jak miałem zrobić na niej dobre wrażenie, skoro tak na nią reagowałem? Z moich rozmyślań wyrwało mnie głośnie chrząknięcie. Spojrzałem na postać przede mną mocno zdezorientowany i próbowałem sobie przypomnieć kto to jest. Gdzieś już widziałem tą twarz, ale pytanie gdzie… A no tak, już pamiętam.
- O, to Ty Harry. No tak… właśnie… mówiłeś coś ? Bo jakoś Cię nie zauważyłem – wyjąknąłem trochę zbity z tropu.
- Louis, weź się ogarnij. Pytałem czy pamiętasz, że jutro jesteśmy umówieni na nagrywanie pierwszego singla i trzeba zrobić dodatkową próbę. Wytłumaczysz mi z łaski swojej co do cholery się z Tobą dzieje ? – stał nade mną jak kat i wyczekiwał odpowiedzi. A co ja mu miałem powiedzieć? No bo wiesz Harry, zobaczyłem taką jedną dziewczynę, która mnie totalnie olewa i cały czas o niej myślę? Przecież to nie ma najmniejszego sensu. Trzeba coś wymyślić. A jakbym mu tak powiedział, że chodzi o laskę, ale nie zagłębiał go w szczegóły? Tylko z drugiej strony to mój najlepszy przyjaciel i może powinien znać prawdę. Boże, jeszcze nigdy nie miałem w głowie takiego mętliku.
- Jasmin. – wyszeptałem zawstydzony.
- No i trzeba było tak od razu. No proszę, proszę, nasz Piotruś Pan się zakochał. Najwyższa pora. Powinienem skojarzyć, że zachowujesz się tak samo jak Zayn na początku. To kiedy ją poznamy? – loczek odetchnął z ulgą, a rysy jego twarzy natychmiastowo złagodniały.
- Raczej nie… albo w sumie to może przyjdźcie pod uczelnie po zajęciach. Tylka Harry… bo my tak jakby jesteśmy tylko znajomymi. Nie palnij nic głupiego – odpowiedziałem po chwili. Zrozumiałem, że to jedyna szansa. Może przy chłopkach będę się zachowywał normalnie i pokażę od tej właściwiej strony. 
Tak jak się umówiliśmy cały zespół punktualnie o 16.00 zjawił się pod Akademią. Musiałem się bardzo postarać, żeby jakoś ściągnąć tam dziewczynę, pod pretekstem kłopotów z rolą do naszej prezentacji. Gdy tylko ich zobaczyła od razu odwróciła się na pięcie i chciała odejść. No tak, skoro nie chciała poznać jednego członka One Direction, to co dopiero wszystkich. Harry gdy zobaczył, że sytuacja wymyka się spod kontroli, chciał ją uratować.
- Ooo to chyba ta dziewczyna o której Louis tyle mówi. Jasmin, tak? Miło mi Cię poznać – powiedział mocno, ją przytulając, tak jak on to już ma w zwyczaju. Jednak jej reakcja była zupełnie odwrotna niż innych dziewczyn. Odskoczyła od niego jak oparzona, a w jej oczach zobaczyłem panikę. Nie rozumiałem co się stało. Zapadła niezręczna cisza, którą przerwał Liam
- No to może chodźmy do naszej kawiarni na lody. Harry na pewno będzie chciał  Cię przeprosić za swoją nazbyt otwartą postawę, mam rację?
Wahała się. Pierwszy raz widziałem, że nie wiedziała co powiedzieć. Skąd nagle wzięło się w niej tyle strachu ? Walczyła sama ze sobą. Jakby chciała iść, ale coś ją powstrzymywało. Już wtedy wiedziałem, że dziewczyna skrywa jakąś tajemnicę. I jak nietrudno się domyślić bardzo chciałem ją poznać. Spojrzałem jeszcze raz na nią, a potem na Zayna. Chłopak stał lekko zmarszczony i chyba się nad czymś intensywnie zastanawiał. Widziałem jak szepta coś Klarze do ucha jednocześnie lustrując Jasmin. Nie podobało mi się to, ale nie mogłem nic przy niej zrobić.
- Jak się zgodzisz postawię Ci największe lody i obiecuję, że dam Ci spokój przez najbliższy tydzień. A jeśli ktokolwiek Cię jeszcze dotknie to będzie miał ze mną do czynienia, więc nie masz się czego bać. To ja jestem tu ten najbardziej umięśniony. Nikt mi nie dorówna. – przerwałem ciszę. Gdy to powiedziałem poczułem na sobie jej wdzięczne spojrzenie. Za każdym razem musiała mnie zaskakiwać. Najpierw myślałem, że jest cicha, spokojna i potulna, a okazała się być pewną siebie, opanowaną realistką. Więc o co chodziło teraz? Skąd ta płochliwość i niepewność? Powinienem się domyślić, że ta śmiała postawa to tylko taka przykrywka.
- No dobrze, ale chodźmy już stąd, zanim nas ktoś zauważy…., to znaczy chodziło mi oczywiście o wasze fanki – dodała po chwili spłoszona.
W drodze do kawiarni atmosfera była niezwykle napięta. Cisza, przerywana od czasu do czasu klaksonem jakiegoś roweru lub krzykiem biegających dzieci, była nie do zniesienia. Moje milczenie dało się wytłumaczyć, ale czemu chłopcy zachowywali się tak dziwnie? Ale przecież ja prawie nic o niej nie wiem. To jest chyba najlepsza pora na pogawędkę o zainteresowaniach.
- Bo wiesz, tak się ostatnio zastanawiałem jak o Tobie myślałem… to znaczy tak przypadkiem, bo… bo widziałem kogoś podobnego do Ciebie… nie, że myślę o Tobie cały czas…. no nieważne…. W każdym razie tak mi przyszło do głowy, co Ty jeszcze lubisz poza teatrem? – ledwo wydukałem. Trzeba będzie poćwiczyć panowanie nad głosem.
- To zależy od humoru.  Wieczorami uwielbiam siadać na parapecie z kubkiem herbaty i czytać. Zagłębiać się w różne historie, razem z bohaterami przeżywać ich przygody i emocje. Uciekać od rzeczywistości. W słoneczne popołudnia chodzę na spacery z moimi przyjaciółkami i robimy zdjęcia, albo rysujemy. Zawsze znajdę też czas na posłuchanie  muzyki.
- Na przykład czego? – ze wszystkich  sił starałem się podtrzymać rozmowę
- Szczerze, to prawie wszystkiego. Zależy od nastroju, od konkretnego utworu. Nie można się ograniczać, że  słucham tylko rocka, popu, czy metalu. A po za tym jestem zdana na to, co mi podrzucą koleżanki, bo w domu nie mogę słuchać żadnej muzyki – wraz z tymi słowami momentalnie poczerwieniała. Miałem ją dokładnie wypytać o co chodzi, ale nie zdążyłem. Nagle podszedł do nas wysoki, szczupły mężczyzna w białej koszuli. Na oko miał może trzydzieści lat. Złapał blondynkę za nadgarstek i mocno szarpnął.
- Co Ty do cholery robisz?! Chcesz żeby ojciec się dowiedział?! Co ludzie powiedzą?!  zachowujesz się jak dziwka! Już do domu! Mam nadzieję, że to się więcej nie powtórzy – krzyczał na całe gardło wpatrując się wściekłym wzrokiem w Jasmin
- Ale ja nie zrobiłam nic złego – wyjąknęła skulona. W tej chwili została obdarowana siarczystym policzkiem.  Tego już było za wiele. Podszedłem do napastnika i po chwili moja pięść trafiła prosto w jego nos. Wściekłe, prawie czarne oczy zabiły mnie wzrokiem, ale widział, że nie ma szans.
- Louis zostaw, to mój brat – Kadir. Muszę iść. Przepraszam – szepnęła dalej łkając i pobiegła za oddalającą się sylwetką.
Wściekłość, złość, ból to wszystko się we mnie gotowało. Chciałem za nią biec, pomóc jej, zabrać od tego potwora… I pewne bym tak zrobił, gdyby nie cztery pary silnych rąk, które mnie ze wszystkich sił trzymały. O co chodzi?  Jakim prawem on uderzył Jasmin?  I czemu ona nie protestowała? Mówiłem, że rano miałem mętlik w głowie ? To jak nazwać to, co teraz w niej siedziało? Na pewno tak tego nie zostawię. Pomogę jej. Cokolwiek się nie dzieje może na mnie liczyć. Bo jej ból jest moim bólem. Jeszcze nie ogarnąłem czym jest to moje uczucie do niej. Czy można to nazwać miłością ? Przecież ja jej nawet nie znam. Chyba żeby do tego dojść, musiałbym  zagłębić się w definicje miłości, a na to dziś nie miałem siły. Na rozważanie tego typu jeszcze przyjdzie czas. Jedyne co wiedziałem, to to, że muszę chronić tą spłoszoną sarnę, bo wcale nie jest tak silna jak udaje.
- Louis, chyba powinieneś odpuścić zanim nie jest za późno. Wpakujesz się jeszcze w jakieś bagno. Będą z tego kłopoty. I to nie tylko dla Ciebie, ale dla niej też – głos Zayna przerwał ciszę. Nie mogłem uwierzyć w to co mówi.
- Po kim jak po kim, ale po Tobie bym się nie spodziewał takich słów. Sam walczyłeś, więc daj mi zrobić to samo.  Nie zostawię jej. Tak jak Klara nie zostawiła Ciebie
- Ale ona mnie kochała, a Ty czemu to robisz? – zostawiłem to pytanie bez odpowiedzi. Może dlatego, że jej nie znałem, a może dlatego, że nie chciałem jej dopuścić do świadomości.
--------------------------------------------------------------------------
Tak jak obiecałam mamy dziś rozdział 16. Wiem, że jest okropny. W 100% zdaję sobie z tego sprawę. Przepraszam Was, kochani. Po prostu…. nie umiem już tego pisać. Zabrałam się za dwa inne projekty i w tym opowiadaniu walczę z każdym słowem. Pisałam to w sumie parę godzin i przy niezliczonej liczbie podejść. Dokończę ten wątek i będę musiała się z wami pożegnać. Nie tak całkowicie, bo po skończeniu It’s never to late zacznę publikować moją Melissę. I wiem, że już pytałam, a wy nie udzielając mi odpowiedzi subtelnie wyraziliście swoją opinię na ten temat, ale udaję, że nie zrozumiałam i pytam jeszcze raz – Kto z was czytałby mojego kolejnego bloga, który jest w formie pamiętnika dziewczyny po próbie samobójczej ? Odpowiedzcie mi po prostu tak, albo nie. Bardzo was o to proszę. Standardowo dziękuję za każdy komentarz i miłe słowo. Szczerze, to gdyby nie one, to już bym tego nie pisała. Ale walczę dla was, żeby dobrnąć z tym wątkiem do końca.  Dlatego bardzo was proszę, żebyście dalej mi się tam na dole wpisywali. Tym bardziej teraz, kiedy moja wena poszła sobie na spacer po księżycu. A no tak, zapomniałabym. Obiecałam napisać coś o egzaminach. A więc angielski i matma banalne, humanistyczne średnie, lecz też w miarę łatwe, ale przyroda dla mnie to był pogrom. No i się załamałam, bo obliczyłam, że będę miała około 155 punktów na koniec. Masakra. Co prawda do mojego liceum próg jest 100, no ale przyjmują od najwyższego wyniku do wyczerpania miejsc (120). Nieważne. To chyba tyle. Następny rozdział jak się napisze, do tygodnia. No, kocham was miśki. Do napisania :*
Wasza Gabi ♥♥

piątek, 20 kwietnia 2012

lost in a background of blue...


Ale mi ta piosenka pasuje do treści. Jakby ktoś ją specjalnie do tego napisał ^.^ 




Rozdział 15

Park o tej porze roku był naprawdę piękny. I nie chodzi mi tylko o zielone drzewa, bujną trawę czy ćwierkające ptaki. Ci weseli ludzie, perlisty śmiech dzieci, zakochane pary, to była właśnie magia lata. Taka totalna beztroska. Siedziałem sobie nad jeziorem i po prostu obserwowałem, ciesząc się z każdego promyka słońca. Za godzinę zaczynał się mój pierwszy wykład. Kto by pomyślał, że dostanę się na Royal Academy of Art. Do tej pory trudno mi uwierzyć, że zaakceptowali mój napięty grafik i jeszcze dziękowali, że wybrałem ich szkołę. To teraz znów się zacznie. Nowa szkoła, nowi ludzie… Nie chodziło o to, że byłem nieśmiały Kochałem sytuacje, gdzie mogłem poznawać nieznane mi osoby. Powoli odkrywać ich charakter i coraz bardziej angażować się w relacje z nimi. Zdobywać zaufanie i ufać. Dawałem szansę każdemu. Nawet jeśli na pierwszy rzut oka wydawał się nieciekawą postacią, to pod tą pokrywą nieśmiałości mogła być fascynująca osobowość. Już dawno zdałem sobie sprawę, że pierwsze wrażenie jest ważne, ale nie najważniejsze. Niektórych po prostu trzeba poznać. Ale odkąd byłem sławny sprawy się pokomplikowały. Otaczał mnie tłum fałszywych ludzi, którzy uwielbiali mnie tylko za to, że jestem w One Direction.  Byli świetnymi aktorami. Ich selekcja była bardzo trudna, prawie niemożliwa. Dlatego przestałem ufać wszystkim. Zostali mi tylko przyjaciele z przed X-factor i oczywiście moja kochana piątka. Czemu piątka? Bo Klara też stała się częścią zespołu. One Direction to nie jest zespół muzyczny. To jest rodzina.. I nawet gdy ludzie nas zostawią i pobiegną za inną nowinką muzyczną, my będziemy trwali zawsze. My i ci nasi prawdziwi fani. A na razie musieliśmy tkwić w tym chorym układzie. Nie zrozumcie mnie źle, uwielbiam tą moją popularność, to że świat mnie kocha i akceptuje to co robię. Czuję się taki wszechmocny i niepokonany. Tylko czasem jestem najzwyczajniej w świecie zmęczony. Zmęczony ciągłym obserwowaniem moich ruchów przez cały glob. Zawsze do namierzenia. Zero prywatności. Ale wiem, że taka jest cena bycia osobą publiczną. Od początku wiedziałem i jestem gotowy ją ponieść.
 Pierwszymi zajęciami jakie miałem była historia sztuki. Potężny, wysoki mężczyzna wszedł do auli i wziął mikrofon. Jego tubalny głos rozniósł się po całym pomieszczeniu, docierając w najdalsze zakamarki.
- Witam was wszystkich bardzo serdecznie. Nazywam się Ernest Walker i będę starał się wam przybliżyć historię sztuki. Niektórzy z was mogę sobie zadawać teraz pytanie – a po co nam to? Przecież my chcemy zostać aktorami – I to jest pierwszy błąd. Nie możemy zajmować się czymś, nic o tym nie wiedząc. Zaglądając do wcześniejszych epok poznamy różne motywy, perspektywy, inne sposoby oddawania tych samych emocji. Te wykłady nie mają zaśmiecić wam głowy niepotrzebnymi datami, lecz nauczyć wszechstronności, rozszerzyć wasze horyzonty. Nic nie tworzy się z niczego. Dopiero gdy wyciągniecie coś z każdej epoki, każdy coś innego i dodacie szczyptę siebie, to się złoży w niepowtarzalną całość. Wtedy nabędziecie tego swojego stylu. Jedynego i charakterystycznego tylko dla was. Mam nadzieję, że was przekonałem do tego, że ten przedmiot jest jednak ważny. A teraz do rzeczy. Jak nietrudno się domyślić zaczniemy od teatru antycznego. Odkąd uczę, a to już będzie z trzydzieści lat. zawsze przy tym temacie zadaję pewien projekt. Dobierzecie się w pary i każdy was dostanie jakiś dramat. Nie chodzi mi tutaj o to, żebyście napisali mi pracę, czy zrobili prezentację multimedialną. Powiedzmy sobie szczerze, z takiego przedstawiania tematu nikt nic nie wynosi. Wy mi  to wystawicie. To ma być jeden, duży projekt. Połączenie informacji o autorze z opowiedzeniem fabuły. Nie wymagam całego przedstawienia. Tylko charakterystyczne fragmenty, żebyśmy zapamiętali o czym ten dramat był. No to teraz ręce do góry, kto chce być w parze z naszą gwiazdą – skończył monolog. W tym samym momencie zobaczyłem las rąk. Jejku, co za ludzie. Ja wiem, że mnie kochają, ale chyba w ogóle nie myślą. Przecież ja nie mam czasu na projekty i będzie się trzeba do mnie dostosowywać. No ale co poradzić, takie życie. Jeszcze raz obiegłem wzrokiem całą aulę. Tylko jedna osoba się nie zgłosiła. Wykładowca też ją zauważył.
- O widzę, że pani bardzo garnie się do pracy z naszym celebrytą. No to proszę się skontaktować po zajęciach, już was zapisuję. Przedstawicie mi dzieło Longosa – Dafnis i Chloe. Pozostałe pary mogą się dobrać same. Proszę  przyjść do mnie po lekcji to zrobię listę.
 Reszta zajęć upłynęła normalnie. Profesor Walker mówił coś chyba o podstawach budowy tragedii antycznej, ale do mnie jego słowa nie docierały. Cały czas przyglądałem się mojej nowej współpracownicy. Była taka piękna. Jej porcelanowa cera, blond fale i duże, błękitne oczy ukryte za okularami… to wszystko sprawiało, że wydawała się taka eteryczna,  magiczna, nieśmiała. Była jak nieoszlifowany diament pośród tego fałszu i sztuczności. Taka niewinna, taka delikatna. Zaczarowała mnie. Od razu po zajęciach pobiegłem do niej, prawie zabijając się o własne nogi.
- Cześć. Będziemy robić razem ten projekt. Wołają mnie…
- … tak, wiem kim jesteś. Wszyscy wiedzą. Jestem Jasmin. A teraz przepraszam, ale muszę lecieć. Mam zajęcia na drugim końcu uniwersytetu, a jeszcze nie znam dokładnego układu sal. Kiedy możemy omówić ten projekt? – jej głos idealnie pasował do całej reszty. Taki delikatny i jedwabisty. Stałem z otwartą buzią i zabrakło mi słów. Nie no, trzeba się ogarnąć. Wychodzisz na jeszcze większego idiotę niż zawsze.
- No to może masz czas po zajęciach? Znam taką jedną fajną małą kawiarnię. A w ogóle masz pięknie imię ,Jasmin. Takie eteryczne. Aż chciałoby się napisać o Tobie piosenkę. – słowa same mi się wyrwały. Dziewczyna spojrzała na mnie dziwnie i chyba lekko się zawstydziła, ale nie dała tego po sobie poznać.
- Może być. To ja już muszę naprawdę iść. Sam rozumiesz. – rzuciła i już jej nie było. Jeszcze chwilę wpatrywałem się w oddalającą się sylwetkę, która powoli znikała z mojego pola widzenia, lecz potem musiałem wrócić do normalności. Choć słowo normalność, chyba nie jest odpowiednie. A więc musiałem wrócić do podpisywania autografów, robienia zdjęć i szerokiego uśmiechania od którego, bolą mnie już wszystkie mięśnie mimiczne twarzy. Ale to w tej chwili nie było ważne. Nic nie było ważne, oprócz cudownej nieznajomej.
  Stałem przed uniwersytetem i uparcie wpatrywałem się w potężne drzwi. Czekałem już dobre piętnaście minut, a dziewczyny dalej nie było. Możliwe, żeby zapomniała? Wszystkie inne byłyby w siódmym niebie, że gdzieś ze mną idą. Ale ona była inna. I chyba właśnie tym mi imponowała. Nie skakała, nie piszczała i ani trochę się nie ekscytowała tym, że jestem sławny. W końcu ją zobaczyłem. Wybiegła i niczym łania zeskoczyła ze schodów.
- Przepraszam, ale rozmowa z profesorem Spencerem mnie pochłonęła. Sam rozumiesz, chodziło o rozwój ekspresji ruchu na przełomie wieków. No, ale nie ważne. Nie o tym mieliśmy mówić. Do rzeczy. Czytałeś w ogóle Dafnis i Chloe?  Jak nie, to przykro mi, ale będziesz to musiał nadrobić. I to w miarę szybko.
- Tak, no pewnie. Jak mógłbym nie czytać. Ale musimy od razu o tym rozmawiać? Może lepiej byłoby się najpierw poznać, skoro mamy razem pracować ?
- Przepraszam, ale mam mało czasu. Weźmy się do pracy. To może najpierw ustalimy w jakiej formie chcemy to zrobić. Tak się nad tym zastanawiałam i wydaje mi się, że najlepsze będzie najpierw opowiedzieć o samym Longosie, może z użyciem jakiś rekwizytów, a potem przedstawić najważniejsze fragmenty, tak jak powiedział profesor. Wypożyczyłam już dwie książki. Jak będziesz miał czas to ją przeczytaj, żeby sobie odświeżyć pamięć, a potem spotkamy się, żeby wybrać te sceny. – dziewczyna mówiła o tym wszystkim z taką pasją i zaangażowaniem, że nie byłem w stanie dojść do słowa. Choć i tak nie mógłbym nic powiedzieć. Więc byłem tylko biernym słuchaczem. Cholera, trzeba by zrobić jakieś dobre wrażenie. Wyszedłem już z wprawy. Od jakiegoś czasu ludzie uwielbiają mnie tak od ręki.
- Tak, tak będzie idealnie. Mówiłem Ci już, że masz śliczny uśmiech? To znaczy ładny. O, a tamto drzewo też jest ładne, nie uważasz?
- Tak, jasne. Rozumiem. No to chyba by było na tyle. Jak przeczytasz to wtedy się jakoś umówimy. To ja lecę – rzuciła z dalej zdezorientowaną minę i już miała sobie pójść. Odruchowo złapałem ją za nadgarstek. Dobra, to teraz trzeba wymyślić jakieś dobre usprawiedliwienie. Szlag. O chyba wiem.
- Czemu Ty mnie tak nie lubisz? Nie rozumiem tego. – słowa same mi się wyrwały. Ale przynajmniej się dowiem i może to zmienię.
- Wyjaśnijmy sobie jedną sprawę. Nie jestem jedną z waszych fanek. Może i macie fajną muzykę, ale to by było na tyle. Nie będę się ekscytowała tym, że jesteś sławny i dawała ci przez to taryfę ulgową. Zostaliśmy przydzieleni do tego projektu razem, to już trudno. Jak sam widziałeś, wcale tego nie chciałam. Nie mam też zamiaru się z Tobą zaprzyjaźniać. Znam takich jak Ty. Wesoły, uśmiechnięty, pewny siebie postrzeleniec, który myśli, że może wszystko. Ale prawda jest taka, że w niczym nie jesteś lepszy, od innych studentów. Może tam, na zewnątrz masz o wiele większe przywileje, ale wraz z wejściem do akademii stajesz się zwykłym człowiekiem. I mam nadzieję, że to rozumiesz. A teraz z łaski swoje mnie puść i idź to domu czytać tą książkę. I radzę Ci, żebyś się postarał, bo w przeciwieństwie do ciebie, dla mnie to nie jest zabawa – powiedziała lodowatym głosem. Nie wiedziałem co się nagle stało. Wydawała się być taka spokojna, nieśmiała, a tu nagle taki oskarżycielski monolog.
- Dlaczego mnie tak od razu oceniasz? Nie znasz mnie. Nie wyglądałaś na osobę, która łatwo ulega stereotypom. Daj mi szansę. Jedną jedyną. Udowodnię Ci, że nie jestem nadętym gwiazdorem. Proszę.
- Niby czemu miałbyś być inny? Podaj mi jeden argument.
- Bo… bo ja jestem taki fajny. I wszyscy mnie lubią. I mam takie białe ząbki i chochliki w oczach. A jak będziesz potrzebowała jakiejś pomocy to ja dla Ciebie wszystko zrobię. – znowu najpierw powiedziałem, zanim pomyślałem. Już sobie wyobrażam jakie musi mieć o mnie zdanie. – Yyy… to znaczy ja po prostu uczynny chłopak jestem. Wiesz taki pomocny krasnoludek.
- Oj śmieszny jesteś – prychnęła pod nosem, a kąciki jej ust lekko uniosły się ku górze
- Czyli jednak mam jakąś dobrą cechę?
- Chyba masz rację, za wcześnie mi to oceniać. I może trochę przesadziłam. Gorszy dzień. Zacznijmy od początku. Jestem Jasmina, a Ty?
- Miło mi Cię poznać Jasmino. Wołają mnie
- To się jeszcze okaże czy miło mnie . Uważaj, bo bywam  naprawdę nieznośna.  – znowu się wtrąciła
- Dasz mi wreszcie dokończyć? Mam na imię Louis.

-------------------------------------------------------------------------
Zaskoczone ? Brawa dla Young bo tylko ona wspomniała o naszym kochamy Louisie :D Wiecie co, żeby was tak łatwo zmylić... Nie tylko Niall bywa głodny :p No w każdym razie już wiecie ^.^ Przepraszam. Naprawdę bardzo was przepraszam za to, co jest nad tą przerywaną linią. Chyba jeszcze nigdy nie napisałam czegoś równie złego. Tadam oto właśnie dno mojej twórczości. Mam nadzieję, że mi wybaczycie i uznacie to za jednorazowy incydent. Zwalmy winę na egzaminy, które są już za 3 dni ! Masakra jakaś. No ale nie ma dla mnie ratunku… Pech. Następny rozdział najprawdopodobniej za tydzień. Jadę sobie na majówkę do mojego domku w góry, to będę całym dniami przesiadywała w lesie/ogrodzie i dla was pisała ^.^ A tak w ogóle to mam do was pytanie. Bo chodzi o to, że oprócz tego opowiadanie piszę jeszcze coś zupełnie innego. Pamiętnik niedoszłej samobójczyni zamkniętej w szpitalu psychiatrycznym. To jest na pewno poważniejsze i w wielu momentach przerażające. Vick po przeczytaniu tego powiedziała, że zaczyna się mnie bać ;) No w każdym razie, czy którakolwiek z was czytałaby coś takiego, jeśli zdecydowałabym się to opublikować?  I nie piszcie mi, że będziecie czytać wszystko co napiszę, tylko się zastanówcie…  Dobra a teraz czas na tradycyjne podziękowania. Jesteście niesamowici. Nawet nie wiecie ile te wasze wpisy dla mnie znaczą Najbardziej jestem wdzięczna pewnym dwóm osóbką, których tu nie wymienię, bo ostatnio usłyszałam od jednej z nich ,,Ty mi już tak nie dziękuj” No to Cię nie wymieniłam i się ciesz ;p Dobra to chyba tyle. Jejku zaraz notatka od autora będzie dłuższa niż właściwa treść. Wybaczcie. To ja lecę się dalej uczyć. Trzymacie za mnie kciuki, bo do czwartku mnie już na 100% nie będzie (no chyba, żeby odpowiedzieć na komentarze). No, kocham Was :* 
Wasza Gabi ♥♥

poniedziałek, 16 kwietnia 2012

Promise me that everything will be okay


Piosenka do 1 części - TUTAJ ^.^



Rozdział 14


Karetka przyjechała w błyskawicznym tempie. Minuty kiedy na nią czekałam były jednymi z najgorszych chwil w moim życiu. Nie powiem, że najgorszymi, bo za wiele przeszłam. Kompletnie nie wiedziałam co mam zrobić z chłopakiem. Cała wiedza z pierwszej pomocy, ulotniła się, wraz z moimi nadziejami. Położyłam go na ziemi i próbowałam ocucić, ale nic nie pomagało. Gdy ambulans przyjechał sanitariusze podali mi te same tabletki co kiedyś. Czyżby małe deja vu ? Błędne koło? Tak to nazwał Harry? No cóż, powinien zostać jasnowidzem. Ile razy jeszcze to będę przeżywała. Ej Ty! Tak do Ciebie mówię, Ty tam u góry. Nie masz może wrażenia, że troszkę przesadzasz? Nie, skądże znowu, ja nie mam pretensji. Niby o co? O to, że rujnujesz mi życie za każdym razem gdy zaczyna się w miarę układać? Ale wiesz co? Dziś to było już nazbyt wymowne. Rozumiem, że mnie nie lubisz, naprawdę do mnie dotarło. A może właśnie tak bardzo mnie kochasz? Tak bardzo, że chcesz żeby tam do ciebie dołączyła. Powiem Ci, że jestem tego bliska.
Wsiadłam do identycznego pojazdy ,co miesiąc temu. Ooo mój przyjaciel respirator. Tak bardzo tęskniłam za Twoim dźwiękiem, stary. Wiesz? Nie, stop, laska ogarnij się, bo jeszcze pomyślę, że jesteś chora psychicznie. Chora psychicznie, mówisz? Bardzo prawdopodobne. Ale zastanów się jak Ty byś się zachowywała. Umiałabyś być normalna? No właśnie. Ej, ale zaraz. Z kim ja właściwie rozmawiam? Czyżby początki schizofrenii?  Bajer w ciapki, nie ma co. No przynajmniej będzie z kim pogadać, jeśli Zayn znowu zdecyduje się dłużej pospać.
- Pani Klaro, dojechaliśmy. Wszystko w porządku ? – głos lekarza przywrócił mnie do świata żywych. Czy wszystko w porządku? Oj, głupie pytanie. Głupszego nie mógł pan zadać. A nie wyglądał pan na idiotę. Jak te pozory mylą.
- Tak, oczywiście – odpowiedziałam i weszłam do szpitala. A gdzie napis ,,Witaj w domu, Klara!”? Oj, zawiodłam się na was. O jejku, mój ulubiony doktorek. Jak milutko.
- Dobry Wieczór, moja droga. Nie będę Cię dłużej trzymał w niepewności. Mam dobrą wiadomość. Zresztą sama zobacz. – powiedział i wprowadził mnie do sali, w której, o dziwo, jeszcze nie byłam. Spodziewałam się wszystkiego, włącznie z pustym łóżkiem, czy prostą linią na monitorze pracy serca. Jednak na posłaniu był Zayn. Zayn, z otwartymi oczyma i dużym uśmiechem. Od razu do niego podbiegłam i mocno przytuliłam.
- Oj, przepraszam. Pamiętasz mnie może ? Ja jestem Klara, Twoja przyjaciółka. A Ty jesteś Zayn Malik. Wszystko Ci opowiem jeszcze raz, nic się nie martw.
- Czemu to zrobiłaś? – jego słowa zupełnie zbiły mnie z pantałyku. – Pamiętam Klara. Ja WSZYSTKO pamiętam. – był na mnie zły.  Choć może lepszym słowem będzie zawiedzony. – Rozumiem, że nie chciałaś chłopaka kaleki, że już mnie nie kochasz, że to o tym chciałaś wtedy porozmawiać. Rozumiem. Ale miałem prawo wiedzieć. Wiesz jak się teraz głupio czuję? Wszyscy naokoło wiedzieli. Wszyscy. Nie potrafię Cię zrozumieć. Dlaczego zajmujesz się swoim eks ? Z poczucia obowiązku? Nie martw się, świetnie sobie poradzę. Wracaj do domu. Już nie będę Ci kulą u nogi. – skończył, a w jego oczach zobaczyłam bezgraniczny smutek.
- Zayn, to nie tak. Gdy się obudziłeś, nie znałeś mnie. Byłam dla Ciebie obcą osobą. I co byś zrobił gdybym Ci wtedy o wszystkim powiedziała? Nie kochałeś mnie. Nie miałeś jak mnie kochać. Nie chciałam żebyś miał jakiekolwiek wyrzuty sumienia, czy żeby Ci było mnie żal. Dlaczego się Tobą zajmuję? Naprawdę tego nie wiesz? Ja nigdy Cię nie przestałam kochać. Od równych trzech miesięcy nie widzą nikogo innego. Jesteś całym moim światem, Zayn. Wszystko co robiłam było dla Twojego dobra. Wtedy gdy wyjechałam… chciałam  o Tobie zapomnieć. Nawet nie wiesz jak bardzo. Ale nie jestem w stanie. Nie potrafię. – łzy leciały mi po policzkach i wpatrywałam się w chłopaka. Co wtedy czułam? Wszystko na raz. Szczęście, że pamięta, strach, że nie wybaczy, ból, na wspomnienie wszystkiego co przeszliśmy… ale największym uczuciem była miłość. Miłość do tego człowieka, który siedział tam naprzeciwko mnie, wsłuchując się w potok słów, które od tak dawna prosiły, abym je wypowiedziała. Chciałam coś jeszcze dodać, ale chłopak przyciągnął mnie do siebie.
- Wystarczy. Trzeba o tym wszystkim zapomnieć. Zacząć od nowa. Teraz już  będzie dobrze. Tylko nigdy mnie już nie zostawiaj. Nie uciekaj ode mnie. Kocham Cię – gdy to mówił znowu widziałam ten błysk w oku. Ten błysk, dzięki któremu wiedziałam, że mówi prawdę. Zbliżyłam swoje usta do jego i poczułam się jak wtedy. Jak wtedy na początku. Boniu, ile od tego czasu się zmieniło. My się zmieniliśmy. Wcześniej nie widziałam co to problemy. Tragedią było to, że dostałam gorszą ocenę, a łzy leciały, bo po prostu miałam zły humor. Nie wiedziałam co to tęsknota, choroba, kalectwo. Nie miałam z tym styczności. Dopiero teraz zrozumiałam. Po pierwsze nauczyłam się kochać. Bo to nie znaczy tylko czuć motylki w brzuchu i trzymać się za rączkę. To słowo ma o wiele głębsze znaczenie, o którym często zapominamy. Kochać, czyli wyzbyć się całego egocentryzmu i poświecić drugiej osobie. Postawić szczęście tego kogoś nad naszym własnym . Być z ukochanym, a nie obok. Trwać. Nie uciekać przy każdej napotkanej trudności. Jestem w sumie wdzięczna za to, że tyle prób mieliśmy na początku. Dzięki temu wiem, że przetrwamy każdą burzę. Cokolwiek by się nie działo jesteśmy pewni, że możemy na sobie polegać. Nic nas nie zniszczy. Bo to jest właśnie miłość. Ta jedyna miłość, tak rzadko występująca w dzisiejszych czasach. Jesteśmy niecierpliwi. Pierwsze, lepsze zauroczenie bierzemy za coś więcej. Bo nam się nie chce czekać. Bo co ludzie powiedzą, na to, że nikogo nigdy nie miałam. Ale jeśli wytrwasz, jeśli dasz radę, to kiedyś na ciebie spadnie. W najmniej oczekiwanym momencie. Gdy już się poddasz, powiesz: ok., widocznie moim przeznaczeniem jest być sama. Wtedy ona do Ciebie przyjdzie. Zapuka do Twojego serduszka. Nie mówię Ci, że wtedy będzie łatwo. Nie będzie. Ale dacie sobie radę. Bo naprawdę warto. Żeby być najszczęśliwszą osobą na świecie. No prawie, bo najszczęśliwsza jestem ja.
_________________________________________________
Gdy otworzyłem zaspane oczy zegar wskazywał 9.30. Najwyższa pora żeby zacząć nowy, wspaniały dzień. Zszedłem na dół z nadzieją, że będzie na mnie czekało pyszne śniadanko, ale nikogo tam nie zastałem. No cóż w takim razie zostało mi tylko jedno wyjście. Schyliłem się do najniższej szafki i wyciągnąłem dwie metalowe pokrywki. Z nieukrywaną radością zacząłem nimi tłuc o siebie i głośno krzyczeć. Pierwszy na mojej drodze był pokój Liama. Widok przyjaciela był rozbrajający. Powiedźcie mi, bo ja już sam nie wiem – czy to jest aby na pewno normalne, żeby dziewiętnastoletni facet spał z misiem? I jeszcze ta jego piżama w kratę na guziczki. Jakaś totalna porażka. Normalnie na urodziny kupię mu szlafmycę do kompletu. Zbliżyłem się do niego i zadzwoniłem pokrywkami tuż nad jego głową.
- Ej no, pogięło Cię do reszty ?! – naskoczył na mnie, szybko się zrywając
- Od Dady, Daddy, nie denerwuj się tak, bo ci się jeszcze zmarszczki porobią. A wiesz, przyjaźń przyjaźnią, ale jeśli będziesz brzydki, to będziemy musieli Cię wywalić z zespołu. Jak wtedy mielibyśmy być nazywani ? Greccy bogowie i Liam? – rzuciłem, poklepałem go po policzku i wybiegłem. Z dwójką chłopaków poszło mi równie gładko, ale przed pokojem Klary i Zayna miałem lekkie opory. Swoją drogą to mogliby się troszkę ogarnąć. Oczywiście cieszyłem się, że wszystko się dobrze ułożyło. Może nie dawałem tego po sobie poznać, ale strasznie się martwiłem o tego naszego lalusia. Oj, biedak wiele wycierpiał. Całe szczęście, że ma kogoś takiego jak Klara. Gdyby nie ona pewnie by się poddał podczas długiej i wyczerpującej rehabilitacji. A teraz może już normalnie chodzić. To znaczy prawie normalnie, bo ma ciągle kule i się tak giba na wszystkie strony, jak jakiś pingwin, ale pomińmy ten nieistotny szczegół. No ale nie o tym miałem mówić. Po prostu odkąd są znowu razem jest zdecydowanie za słodko ,,Oj, Słońce Ty moje, chodź tu do mnie, bo jeszcze ktoś mi porwie taki skarb”. ,,Już  lecę do Ciebie, Ty mój najdroższy rycerzyku” . No dobra, trochę wyolbrzymiam, ale to jest coś w ten deseń. Nikt tu nie rozumie, że moje samotne serduszko jest zazdrosne. Też chciałbym być z kimś tak blisko. Ale nic się nie poradzi, trzeba czekać. Cholera, tak się zamyśliłem, że stałem przed ich pokojem jak jakiś kołek. Cicho uchyliłem drzwi i na placach dostałem się do środka. Aż dziwne, że nie obudziły ich moje wcześniejsze wrzaski. Tak, widok jak z okładki jakiegoś harlequina. Umięśniony mulat i leżąca na jego torsie krucha blondynka, otuleni czerwoną, satynową pościelą. Świetnie by to wyglądało na okładce jakiegoś brukowca. No ale nie jestem taki wredny. Aż za dobrze wiem co to znaczy utrata prywatności. Co do ich budzenia,  natchnęło mnie na inny pomysł. Zakradłem się do łazienki, nalałem lodowatej wody do miski i szybkim ruchem wylałem ją na naszych zakochańców.
- Wstawać gołąbeczki. Taki piękny dzień,  a wy śpicie. Robota czeka. Śniadanie mi trzeba zrobić. Ja jestem głodny, słyszycie? – krzyknąłem ze wszystkich sił.
- Idioto, ogarnij się! Czy ja nie mogę się choć raz wyspać?! Rączki Ci ucięło na wojnie w Afganistanie, że nie możesz sobie sam zrobić śniadania? Ja teraz muszę wysuszyć tą pościel. Zayn wstawaj kochanie, musisz mi z tym pomóc – marudziła dziewczyna. Wszyscy w tym domu na mnie krzyczą. Jejku, jakie to moje życie jest ciężkie. A mogę się założyć, że gdybym ich nie obudził, to też by była awantura. I bądź tu człowieku mądry.
Gdy wróciłem do kuchni moje kanapki już czekały na stole i się do mnie śmiały.
- Kocham Cię, Liam – wykrzyczałem i rzuciłem się chłopakowi na szyję. No co? Po prostu uważam, że trzeba sobie okazywać uczucia i dużo się przytulać. Dzięki temu czujemy się bezpieczniej i szczęśliwiej, przez co dłużej żyjemy. Przynajmniej według amerykańskich naukowców, a ja im wierzę. Gdy zjadłem postanowiłem wyjść na miasto. Założyłem kaptur, okulary przeciwsłoneczne i już mnie nie było. Nie lubiłem się tak ukrywać. Marzyłem żeby kiedyś tak po prostu przejść  niezauważony ulicą. Ludzie przez to, że byłem ciągle uśmiechnięty i spontaniczny, byli do mnie zbytnio otwarci. Kocham nasze fanki i jestem im za wszystko wdzięczny, ale rzucanie się na obcego faceta to lekka przesada. No bo my się przecież nie znamy. A to, że mają Bóg wie jakie wyobrażenia na mój temat, to już nie moja wina. Jestem przez nich traktowany z lekceważeniem, niebezpiecznie balansującym na granicy braku szacunku. Czasem mi to przeszkadza. Widzą we mnie tylko wesołego wariata, jednego z tych, przy których wszyscy czują się swobodnie. Niby dobrze, ale chciałbym, żeby ktoś choć raz na rok traktował mnie poważnie. Też jestem człowiekiem, który ma całą gamę uczuć, emocji i swoje zdanie, nie tylko na błahe tematy. Szkoda, że prawie nikt tego nie widzi. No ale cóż, takie życie. Coś za coś. Koniec tego filozofowanie na dziś. Trzeba sobie załatwić na wieczór jakąś imprezkę, bo przecież to ostatnie dni wakacji. Potem będzie trzeba się spiąć i wziąć do roboty. Koncerty, nowa płyta, szkoła…. Oj, ciężkie miesiące się szykują. Ale kto ma dać radę jak nie ja?
-------------------------------------------------------------------------
No i jest wyczekiwany rozdział 14 :D To znaczy mam nadzieję, że wyczekiwany ;) Jejku strasznie jestem wam wdzięczna za te wszystkie komentarze i podpowiedzi co dalej. Bardzo mi pomogliście :*Od dziś częściej będę was pytała o zdanie :D Jak zawsze bardzo dziękuję też Wiki  i Aleksji   Gdyby nie wasze wsparcie prawdopodobnie skończyłabym tego bloga…. Jak pewnie zauważyliście jeszcze nie napisałam o kim jest następna część. Jestem bardzo ciekawa czy się domyśliliście. No przyznać się, kto zgadł ? ;p Następny rozdział pewnie po egzaminach, ale nie wiem, bo siedzę chora na antybiotyku to może, w tak zwanym między czasie, coś napiszę. Mam nadzieję, że nowa część o panie X wam się spodoba ;p No muszę lecieć dalej się uczyć geografii -.- A i jeszcze jedno. Ostatnio udowodniliście mi, że jesteście i możecie pisać komentarze. Nie będę was szantażować, że nie dodam dopóki nie znajdę wielu komentarzy, bo to się mija z celem i byłoby nie fair w stosunku do osób, które coś tam piszę. Chciałabym tylko żebyście wiedzieli, że jak widzę nowy komentarz to mi się tak cieplej robi na serduszku i od razu mam więcej weny. To chyba tyle. Kocham was wszystkich : *
Wasza Gabi ♥♥

wtorek, 10 kwietnia 2012

Your heart’s a mess



Moim zdaniem piosenka idealna do rozdziału. O TUTAJ



Rozdział 13

Gdy dojechaliśmy do domu został mi przydzielony pokój dla gości. Nigdy wcześniej tam nie byłam. Urządzony był ze stylem i smakiem, zresztą jak cały dom. Widać tu było pedantyczną rękę Liama. Kremowe ściany i brązowe zasłony idealnie współgrały z meblami koloru wenge. Zaczęłam się rozpakowywać do dużej szafy stojącej pod ścianą. Wyjmując kolejne ubrania, poukładane w idealną kostkę, zastanawiałam się co ja właściwie tam robię. W jakiej roli występuję? Przyjaciółka? Opiekunka? Kucharka? Gość? Przecież chłopcy mogliby wynająć jakąś pielęgniarkę, która zajęłaby się Zaynem o wiele profesjonalnej niż ja. A jeśli chodzi o towarzystwo, to miał swoją wspaniałą czwórkę. Nie byłam mu potrzebna. To on był potrzebny mnie.
Poszłam na balkon. Wygrzewał się w słońcu z słuchawkami w uszach i z zamkniętymi oczyma. Złociste promienie oświetlały jego twarz, na której nie było już śladów wypadku. Uśmiechał się. Ciekawe o czym myślał. Przyglądałam mu się jeszcze przez chwilę, a potem do niego podbiegłam i chlusnęłam wodą z basenu prosto w twarz.
- Aaa, co się dzieje?! Ludzie ratunku, ja tonę !! – zaczął drzeć się w jednej chwili
- Chciałam sprawdzić czy dalej boisz się wody – wydusiłam zanosząc się śmiechem.
- Jeśli tylko mógłbym  Cię dorwać to już byś nie żyła – zagroził. Gdyby nie te dwie skaczące iskierki w jego oczach to bym się naprawdę przestraszyła. Zawsze dzięki nim rozpoznawałam jego nastrój. Wbrew pozorom, był osobą strasznie skrytą osobą i rzadko mówił o uczuciach, ale te oczy były zwierciadłem jego duszy.
- Ale nie możesz – odpowiedziałam i pokazałam  mu język. Jednak go nie doceniłam. Mimo bezwładnych nóg, jego ręce dalej były niewyobrażalnie silne. Chwycił mnie i bez większych problemów przewrócił nieopodal materaca. Zaczął mnie gilgotać, a ja nie miałam jak go odepchnąć.
-Powiedz, że jestem najprzystojniejszym, najcudowniejszym, najmądrzejszym i najwspanialszym mężczyzną jakiego w życiu spotkałaś, to może ci daruję – powiedział w końcu z tym swoim firmowym, zaczepnym uśmiechem.
- No dobrze, dobrze, jesteś – wydusiłam – A moja odpowiedź, nie była wcale wymuszona i w stu procentach szczera – dodałam, gdy byłam już w bezpiecznej odległości.
- No co poradzić na to, że jestem taki boski? – jego mina była śmiertelnie poważna, co jeszcze bardziej mnie rozbrajało.
- Nareszcie wrócił stary, dobry, zapatrzony w siebie Zayn. Witaj w domu. No nic nie zrobisz, Ty ideale. Taka karma. – powiedziałam  pod osłoną ironicznego uśmiechu. Gdyby tylko wiedział, że dla mnie jest idealny. Że tylko jego brakuje mi do szczęścia, a każda komórka mojego ciała łaknie opuszków jego palców. Ale widocznie tak musiało być.
- Klara, mogłabyś? No wiesz, muszę na chwilę jechać do domu – prawie wyszeptał chłopak. Wstydził się tego, że prawie we wszystkim mu trzeba pomagać. Bez słowa podeszłam i pomogłam mu usiąść na wózek. Posłał mi wdzięczne spojrzenie i odjechał w swoją stronę. Ja tymczasem sięgnęłam po ołówek i kartkę. Powoli spośród gąszczu linii i kresek zaczęła wyłaniać się roześmiana twarz mulata. Zatrzymana klatka – moment kiedy się tak beztrosko wygłupialiśmy. Schowałam rysunek do czarnej, niepozornej teczki, gdzie było już pełno portretów tego przystojniaka. Przynajmniej tak mogłam wyrażać swoje uczucia do niego. Ostatni raz rzuciłam okiem na uśmiechniętą twarz, wystającą z otwartej teczki. Podziwiałam go za to, że potrafi się jeszcze śmiać. Każdy inny człowiek w obliczu takiej bezradności, całkowitego uzależnienia od innych, by się załamał. Każdy, ale nie mój Zayn. On miał w sobie niewyobrażalne pokłady siły psychicznej. Był w stanie podołać wszystkim przeciwnością. Tylko ja go znałam lepiej niż inni. Może jeszcze tylko reszta zespołu widziała tyle samo. Za tą powierzchowną warstwą wesołości i pogodzenia ze swoim losem, krył się ocean strachu i zagubienia.
- Ej przyniosłem komedię romantyczną. Może obejrzymy ją wszyscy razem? Coś czuję, że niektórym w tym domu przydałoby się romansidło, przynajmniej w TV – wydarł się na całą okolicę Louis.
- Zabić Cię to mało – rzuciłam cicho, przechodząc koło niego i rozsiadłam się na fotelu. Zaraz potem przybiegli chłopcy, rzucając się na kanapę.
- Ej, Klara, słońce ty moje, chodź tu. To miejsce między mną, a Zaynem, jest bardzo wygodne. Jak tak siedzisz tam daleko i się alienujesz, to moje pasiaste serduszko krwawi.
- Zasłużyło sobie na to. No ale dobrze. Skoro nawet chwili nie możesz beze mnie wytrzymać, biedaku. Nie będę aż taka okrutna – powiedziałam i dałam mu buziaka  w policzek. Mimo, że Lou często przesadzał to i tak go uwielbiałam.
Film, który wybrał był kolejnym dowodem na wredność Louisa. Fabuła zdecydowanie nie była przypadkowa. Już gdy zobaczyła nagłówek ,,I że Cię nie opuszczę” chciałam wyjść, ale szatyn mnie przytrzymał. Opowiadał on o kobiecie, która straciła pamięć. Jej mąż musiał dać się poznać na nowo i przeżywać wszystko od początku, z nadzieją, że żona znowu go pokocha. Zaczęłam się zastanawiać co by było gdyby Zayn też znał prawdę.
Gdy film się skończył poszłam ugotować obiad. Jakby ktoś patrzył na to z boku, mógłby pomyśleć, że jestem ich zaprzyjaźnioną gosposią. Ale to wcale nie było tak. Ja się chciałam po prostu się  o nich troszczyć. Kiedy widziałam  jak walczą z odkurzaczem, lub próbują zrobić sobie coś do jedzenie, a kończy się na słowach – Klara, plasterek – to nie mam serca im nie pomagać. A po za tym byli pierwszymi ludźmi, którzy chwalili moje potrawy. No tak, z kuchnią babci w Polsce nie mogłam wygrać, ale nad hamburgerami sprzed tygodnia miałam przewagę. Kiedy stół był już cały zastawiony poszłam na górę po chłopaków. Już miałam wejść do pokoju Liama, kiedy usłyszałam fragment jego rozmowy z Zaynem.
- Liam, mogę mieć do Ciebie na koniec jeszcze jedno pytanie? – głos mulata był poważny, niemal grobowy
- No wal śmiało, przecież wiesz, że na mnie możesz liczyć
- Powiedz mi… czemu ja z Klarą… czy my nigdy, no wiesz… bo mi się wydaje… ale to pewnie nic takiego, tylko… no cholera, Liam, wiesz o czym mówię
Ze strachu przed odpowiedzią chłopaka w błyskawicznym tempie weszłam do pokoju.
- No chłopcy, czas na obiad. Myć mi rączki raz, dwa – powiedziałam, porozumiewawczo patrząc na bruneta. Ten tylko pokręcił głową i się już nie odezwał. Potem widziałam jak chłopcy jeszcze coś szeptali między sobą. Mogłam mieć tylko nadzieję, że Zayn niczego się nie dowiedział. Bałam się tym bardziej, że przez cały obiad uporczywie mi się przyglądał.
Dziwnie się czułam w tym czasie, kiedy przebywałam u nich w domu. Z jednej strony byłam szczęśliwa. Która nastolatka nie byłaby szczęśliwa mieszkając z takimi ludźmi? Uwielbiałam ich, każdego z osobna. Nawet gdy miałam jakiś stan depresyjny, jak to się każdemu zdarza, oni zawsze potrafili wywołać uśmiech na mojej twarzy. Tak, moja magiczna piątka. Jednak istniała też druga strona medalu. Zayn. Wiele razy z rozpędzenia prawie się wygadałam. Tyle razy w różnych sytuacjach chciałam powiedzieć – a pamiętasz jak… Ale nie mogłam. Źle się z tym czułam. Jak złodziej. Ukradłam mu część jego życiorysu. Nie chciałabym, żeby ktoś mi zrobił coś takiego. Ale zawsze taka byłam. Chowałam się przed trudnościami i wybierałam najprostszą drogę. Zawsze uciekałam. I nie ważne o jakie pole życiowe chodziło. Tam, w Polsce było tak samo. Miałam niewielu przyjaciół. Ludzie brali mnie za samotniczkę. Nieciekawą kujonkę, która nie ma nic do powiedzenia. Przysłuchiwałam się, ale nie mówiłam za wiele. Bo po co? Było to bardzo wygodne tak z nikim się nie zżywać. Miałam święty spokój. Żadnego bólu, tęsknoty, zawiedzenia drugim człowiekiem. Gdy Iza odeszła też nie walczyłam. Poddałam się rozpaczy, nawet nie próbując wrócić do normy. To Zayn nauczył mnie, że bez walki, bez ryzyka nic nie osiągniemy. Że trzeba brać czynny udział w tej grze, jaką jest życie. Jeśli już nie chcemy być królową, czy królem to trzeba być przynajmniej koniem, albo skoczkiem, a nie biernym pionkiem. Pionkiem, który posuwa się by zrobić miejsce ważniejszym figurą. Bo życie to szachownica. Musisz rozglądać się na wszystkie strony i uważać na ludzi ,,z przeciwnej drużyny”. Niby ich ruchy są przewidziane, ale chwila nieuwagi i już po tobie. I musisz coś znaczyć. Pionki lecą pierwsze, a król zostaje do końca. I gdy już nauczyłam się tej jego filozofii, gdy zaczęłam walczyć, on mnie zostawił, a ja wróciłam do starych nawyków. Ale co teraz miałam zrobić? Powiedzieć mu ? I co wtedy? Tak bardzo bałam się jego litości. To byłby największy cios. Gdyby mi zaczął współczuć i coś udawać. Co jak co, ale dumę miałam od dziecka. Często za to obrywałam. Za często. Ale dalej trwałam przy swoim. Gdybym choć na chwilę potrafiła ją schować do kieszeni, miałabym teraz na pewno o wiele więcej. Byłoby o wiele łatwiej. Niestety, nie umiałam. Była ona jedynym co zawsze mi pozostawało. I kiedy świat mi wszystko zabierał przez to, że nie chciałam przed nim upaść na kolana i lizać stóp ona przy mnie trwała. Dawała satysfakcję, że nie płaszczę się tak jak oni. I nagle miałam ją odrzucić. Zacząć mówić o moich uczuciach? O tym jaka jestem mała, bezsilna i zagubiona? Przyznać się, że ta siła i uśmiech to jedna wielka fikcja? Że niezwłocznie potrzebuję drugiego człowieka, bo zaczynam coraz bardziej zagłębiać się w swoim własnym świecie i boję się, że za niedługo już nie będzie z niego wyjścia? Czy naprawdę byłabym w stanie o tym wszystkim mówić tak otwarcie. Zdjąć maskę. Jeśli tak, to był tylko jeden człowiek, który mógł mnie wysłuchać. Moja jedyna nadzieja na powrót do ludzi.

Od czasu rozmowy Liama z Zaynem, mulat jakoś dziwnie mi się przyglądał. Panowała bardzo niezręczna atmosfera. Niby wszystko było w porządku, ale coś mu ciążyło na sercu. W końcu jednak się zebrał w sobie i do mnie przyszedł.
- Bo wiesz, tak sobie pomyślałem, że w ramach podziękowania za to wszystko co dla mnie zrobiłaś… za to co dla mnie robisz, może dałabyś się zaprosić na kolację jutro wieczorem – jego głos był nieśmiały i chłopak się wyraźnie denerwował. To było bynajmniej dziwne. Zawsze był taki pewny siebie. Przypomniałam sobie ten dzień kiedy przyszedł do mnie z różami. Był pewny, że mu wybaczę kłamstwo i wszystko będzie dobrze. A teraz przygryzł dolną wargę i czekał na odpowiedź.
- Dawno nigdzie nie byłam, chętnie pójdę  – odpowiedziałam, a dwa wielkie rumieńce wyskoczyły na moich policzkach. Stwierdziłam, że będzie to najlepsza okazja, żeby z nim pogadać. Żeby mu powiedzieć prawdę.
Cały następny dzień nie mogłam się opanować. Udawałam, że wszystko jest ok., ale dawno nie byłam taka zestresowana. Ciągle myślałam o tym jak Zayn zareaguje na to co mam mu do powiedzenia. Bałam się, że mnie odrzuci. Że mi nie wybaczy. Albo że po prostu mi powie, że mu przykro, ale nic do mnie nie czuje. Ale i tak najgorsza była nadzieja, że dalej mnie kocha. Że jak mu powiem to wszystko sobie przypomni i będziemy szczęśliwi jak ci wszyscy od braci Grimm. Oj, naiwność serca nie ma granic. Kiedyś przez nią będę cierpiała. Około dwie godziny przed umówionym spotkaniem zaczęłam się zbierać. Przejrzałam całą moją szafę w poszukiwaniu idealnej sukienki, ale w niczym się sobie nie podobałam. W końcu zdecydowałam się na tą granatową przed kolano, bez ramiączek. Włosy rozpuściłam, zrobiłam lekki makijaż i byłam gotowa. Zerknęłam w duże lustro.
– Oj spójrz tylko na siebie.. I ty się dziwisz, że nikt Cię nie chce – westchnęłam pod nosem.
- Ja Cię chcę i to bardzo – zachrypnięty głos przerwał moją ciszę i wywołał uśmiech. Nawet nie zauważyłam, że loczek od dłuższego czasu stoi w drzwiach i mi się przygląda
- Oj Harry, Harry, ja naprawdę nie wiem co ty we mnie widzisz. Tam za bramą czatuje około setki dziewczyn ładniejszych i mądrzejszych ode mnie. Ja jestem taka zwyczajna. A one oddałyby wszystko, żebyś tylko na nie spojrzał.
- No i właśnie dlatego jesteś niezwykła. Twoja nieśmiałość i skromność mnie zaczarowały. Ale już nic nie mówię, tak wiem, to Zayn jest tym szczęściarzem. A tak w ogóle to co z wami będzie? No przyznaj się i to już.
- Ale co ma niby być? Nic nie będzie. Jesteśmy przyjaciółmi i on jakoś nie pali się do niczego więcej. Jest dobrze. Naprawdę – musiałam się bardzo powstrzymywać, żeby nie zwierzyć się chłopakowi ze  swoich uczuć i tęsknoty.
- Taa, widzę  właśnie. Oj znam Cię mała. Ech, szkoda słów do was, dzieci drogie. Ty się boisz, on się boi… to błędne koło. No ale zobaczymy jak sprawy się będą miały po dzisiejszym wieczorze. – skończył tajemniczo. Wolałam o nic nie pytać. Pewnie bredził trzy po trzy, jak to już miał w zwyczaju. Zeszłam na dół i wsiadłam z nim do auta. Umówiliśmy się, że Hazza mnie podwiezie, a Zayn będzie czekał na miejscu.
Budynkiem przed którym się zatrzymaliśmy, była kameralna restauracja.  Weszłam do środka i zaniemówiłam. Niby nic takiego. Zwykły stolik zakryty białym obrusem, wolna muzyka, świece i Zayn z różą w ręce. Taki standard. Ale było w tym coś magicznego. Może to, że tak długo marzyłam o  takiej chwili. Za bardzo potrzebowałam zainteresowania drugiej osoby. Zainteresowania Zayna.
- Ślicznie wyglądasz – powiedział, a ja kolejny raz się zarumieniłam. Boże, co się ze mną dzieje? Lecę na taki banał.
- Dziękuję. Zayn. Ja chciałam z Tobą o czymś porozmawiać. O czymś ważnych. Widzisz, nie wszystko Ci powiedziałam. Są rzeczy, które zataiłam i bardzo Cię za to przepraszam. Myślałam, że tak będzie lepiej. Ale nie jest. Teraz mogę mieć tylko nadzieję, że mi wybaczysz – powiedziałam prosto z mostu, ledwo słyszalnym szeptem.
- Brzmi poważnie. Ale nie ma rzeczy, której bym ci nie wybaczył. Przecież wiesz, że… - powiedział i nagle zawiesił głos. Jego mina była taka dziwna. Nie wiedziałam, co wyraża. Takiego wyrazu twarzy jeszcze nigdy nie miał. Nagle głowa mu  gwałtownie opadła  z głuchym uderzeniem na stół, zapowiadając najprawdopodobniej nowe problemy.

-------------------------------------------------------------------
Jejku napisałam. Na sam początek muszę przeprosić za parę rzeczy. Ostatnio weszłam sobie w stare komentarze i zobaczyłam, że są takie na które nie odpowiedziałam . Szczególnie przepraszam Justyśkę , która każdy rozdział chwaliła, a ja jej nigdy nie podziękowałam. Mam nadzieję, że mimo to dalej czytasz. Ja po prostu nie miałam pojęcia, że tam coś jest. Wybaczcie mi. Po za tym muszę was poinformować, że możliwe, że do 27 kwietnia nie będzie już żadnego postu. Mam egzaminy i naprawdę się musze uczyć. O wiele bardziej wolałabym pisać, ale nie mogę. Są rzeczy ważne i ważniejsze. A od tego egzaminu naprawdę zależy cholernie dużo. Postaram się coś nabazgrać na przystanku, w autobusie, przy śniadaniu, ale to nie to samo. Strasznie się boję, że jak wrócę to już was ze mną nie będzie. Że nie będzie się wam chciało na mnie czekać. Mam nadzieję, że jednak kogoś tu zastanę po powrocie. Obiecuję, że wtedy wszystko nadrobię. Dobra, to teraz czas na podziękowania. Tak jak już od pewnego czasu, najpierw dziękuję Vick, ona wie za co Jestem też bardzo wdzięczna wam, którzy to teraz czytacie. Kocham was bardziej niż myślicie. To jeszcze standardowo GG – 38787924. Jak coś to jestem do waszej dyspozycji ^.^ No to by było na tyle. Jakby mnie już nie było do egzaminów, to trzymajcie za mnie kciuki ; )
Wasza Gabi ♥♥


niedziela, 8 kwietnia 2012

We live, as we dream - alone.

Najpierw wszyscy włączamy TO. Dzięki tej piosence nawet ja, autorka, lepiej zrozumiałam uczucia Klary...




Rozdział 12

Nie zdążyłam nic powiedzieć, bo w tej samej chwili do sali wbiegł tabun lekarzy.
- O widzę, że się pan obudził. Wiem, że jest pan zmęczony, ale musimy natychmiast jechać na wszystkie badania. A tak swoją drogą miał pan wielkie szczęście. A ta młoda dama opiekowała się panem 24h/dobę. W dzisiejszych czasach naprawdę rzadko widzi się takie oddanie - paplał jak najęty mężczyzna. Ale do Zayna te słowa nie docierały. Widziałam w jego oczach dwa wielkie znaki zapytania i zdezorientowanie goszczące na twarzy. Rozglądał się z obłędem, jak dzikie zwierze, które obudziło się nagle w klatce. Chciałam mu pomóc, ale w nie miałam jak. Dwóch wysokich pielęgniarzy podeszło do jego łóżka i go wywieziono, a on bez słowa wpatrywał się we mnie proszącym wzrokiem.
Godziny mijały a miejsce, gdzie przez ostatnie tygodnie stało jego łóżko, było puste. Nie chodzi o to, że się nie cieszyłam  z powodu jego wybudzenia. Dawno nie byłam taka szczęśliwa. To poczucie ulgi i nadzieja, że teraz będzie lepiej były zbawiennie dla mojej duszy. Nie wiedziałam jak długo wytrzymałabym jeszcze tą niepewność. Ale czułam irracjonalny strach spowodowany nieobecnością chłopaka. Przez ten cały czas mogłam go pilnować. Obserwować unoszące się w górę i w dół linie informujące o miarowym biciu jego serca. A teraz było tylko pusta przestrzeń. A najbardziej przeraziły mnie jego pierwsze i ostatnie słowa. On mnie nie pamiętał. On nie pamiętał siebie. I co teraz będzie? Co jeśli mnie sobie nie przypomni? Czy będzie chciał wrócić do swojego dawnego życia, czy może zacząć wszystko od zera, w innym otoczeniu, z innymi ludźmi? Strach przed tym, że mogłabym go znowu stracić nie pozwalał mi normalnie oddychać. Ale zaakceptuję każdą decyzję. Od pewnego czasu moim głównym priorytetem było jego szczęście. Na tym właśnie polega chyba miłość. Na tym, żeby dobro drugiego człowieka postawić nad własne. Moje rozważania przerwały głosy lekarzy. Zostałam wywołana na korytarz, a Zayna wwieziono do pokoju.
- Pani Klaro. Mam dwie wiadomości. Dobrą i złą - zaczął niepewnym głosem - Dobra jest taka, że pani przyjaciel będzie żył i nie powinien więcej zapaść w śpiączkę. Jak na jego stan wyniki są dobre. To znaczy, nie wszystkie jeszcze mamy, ale nic nie wskazuje na to, żeby coś było nie tak. Teraz czas na gorsze wiadomości. Pan Zayn ma amnezję. Możliwe, że za niedługo wszystko sobie przypomni...ale istnieje prawdopodobieństwo, że wspomnienia nigdy nie powrócą. Może mu pani wprowadzać różne informacje, ale stopniowo. Nie można go denerwować, ani narażać na za duży szok. Proszę na niego uważać. On pani teraz bardzo potrzebuje. Za jakiś tydzień będziemy mogli go wypisać, ale musi pani się nim opiekować. Będzie miał problemy z podstawowymi czynnościami. Nie poradzi sobie sam. - zakończył swój monolog. Jego słowa powoli do mnie docierały
- Tak, oczywiście. Przecież pan wie, że on może na mnie liczyć. A teraz mogę do niego iść?
- Oczywiście. Naprawdę musisz go kochać, moja droga - rzucił lekarz i poszedł w swoją stronę.
Nieśmiało weszłam do pokoju i usiadłam przy jego łóżku. Nie wiedziałam co powiedzieć. Nie kojarzył mnie. To tak bardzo bolało. Ciszę przerwał jego zachrypnięty głos.
- Odpowiesz mi?
- To zacznijmy od początku. Nazywasz się Zayn Malik. Jesteś dziewiętnastolatkiem z Londynu. Masz trzy siostry - Doniay, Waliyha i Safaa. Posiadasz zespół - One Direction, który tworzysz razem z czwórką swoich przyjaciół. Ludzie na całym świecie was znają i kochają - nie wiedziałam, czy ta ostatnia informacja nie jest za spektakularna. No ale chyba powinien o tym wiedzieć. Chłopak zamyślił się i układał sobie w głowie wszystko co mu powiedziałam.
- A Ty? Kim Ty dla mnie jesteś? Przepraszam.  - widać było, że jest mu naprawdę przykro. Co mu miałam odpowiedzieć? Bo kim ja teraz dla niego tak naprawdę byłam? Byłą dziewczyną. Osobą, która stchórzyła i go zostawiła. Która nie chciała walczyć i wybrała najłatwiejszą drogę. Ucieczkę. Nie, nie chciałam mu o tym wszystkim opowiadać. Nie chciałam, żeby czuł się w obowiązku mnie kochać. Znaczyłam dla niego wtedy tyle samo, co te wszystkie pielęgniarki, czy pani z warzywniaka.
- Jestem Twoją przyjaciółką. Zawsze możesz na mnie liczyć. - odpowiedziałam w końcu. - Ale skoro nic nie wiesz to chyba najlepiej będzie jak się wyprowadzę. Nie chcę, żebyś czuł się niezręcznie. Jutro Cię odwiedzę. Zatrzymam się u chłopaków. Tych z zespołu, mówiłam Ci. - dodałam i już sięgnęłam pod łóżko po walizkę.
- Zostań ze mną. Nie chcę tu zostać sam.  Proszę - szepnął. Nie umiałam odmówić tym jego czekoladowym oczom. Jak dobrze było znowu je widzieć. Miałam tak ogromną ochotę żeby go przytulić, pocałować, ale nie mogłam... Usiadłam koło niego i po prostu milczeliśmy. Wiedziałam, że potrzebuje teraz ciszy i spokoju. Po chwili zasnął, a ja wsłuchiwałam się w jego miarowy oddech. Przez sen się uśmiechał. Może przypomniał sobie jakiś moment, może miał jakiś prześwit. Nie spałam całą noc. Po prostu przyglądałam się jego twarzy. Mój rycerz na czarnym koniu, mój wiecznie silny bad boy, pewny siebie gwiazdor, teraz mnie potrzebował. Odpowiedzialność jaka na mnie ciążyła była ogromna. Tak bardzo chciałam temu wszystkiemu podołać, lecz powoli mnie to przerastało. Nad ranem zaczęłam przysypiać. Moje oczy domagały sie choć chwili snu. Lekko oparłam głowę o ścianę i już zapadałam w objęcia Morfeusza, kiedy usłyszałam cichy szept
- Pić
Od razu wstałam i zaczęłam poić chłopaka. Musiałam mu podtrzymywać głowę, bo nawet na to nie miał siły. Siedziałam z nim i mu opowiadałam. Pamiętałam każdy jeden szczegół z jego życiorysu, którym teraz się z nim dzieliłam. Słuchał z zainteresowaniem. Nagle do pokoju wparowali chłopcy.
- No siema Klara, co tam? Przyszliśmy. Masz może jeszcze to ciasto, które ci wczoraj przynieśliśmy, bo Niall wszystko zjadł. Chamstwo i drobnomieszczaństwo w tym domu nie zna granic. Chyba się tu do was przeprowadzę - krzyczał Lou, kiedy nagle zobaczył otwarte oczy Zayna. Stanął jak wmurowany i rzucił się na szyję mulata. - Witaj wśród żywych, stary - wyszeptał ze łzami w oczach. Zaraz dołączyła do niego pozostała trójka.
- Yyy chłopcy... on was nie pamięta. On nas nie pamięta. - zwróciłam im uwagę, a oni natychmiast się od niego odkleili.
- Przepraszam. Naprawdę próbowałem, ale mam pustkę w głowie. Miło was poznać - powiedział zawstydzony
- Ej to ja jestem od wkręcania i robienia sobie żartów - zdezorientowanie na twarzy szatyna, tak samo jak reszty zespołu nie miało granic. Jednak nasze grobowe miny uświadomiły mu, że to prawda. Sytuację postanowił opanować, z resztą jak zawsze, nasz drogi Daddy
- Ja jestem Liam, ten wariat to Louis, tamten farbowany blondyn to Niall, a tamten w lokach to Harry.
- A to o was mówiła mi Klara. Już kojarzę. - po tych słowach zapadła niezręczna cisza. Nie za bardzo wiedzieliśmy co mówić.
- No to ja was chłopaki zostawiam. Może opowiadajcie mu coś o zespole, jakieś przygody z trasy i nie tylko. Musicie się od nowa poznać. Ja tymczasem idę się przejść. Wrócę za jakąś godzinę. - powiedziałam i wyszłam z budynku. Udałam się nad moje ukochane jeziorko. Zawsze tam przychodziłam gdy mi było ciężko. Położyłam się na ławce, włożyłam słuchawki w uszy i popłynęłam razem z ukochanymi nutami. Wyczyściłam głowę z wszelkich myśli. Choć na chwilę. Potrzebowałam się oderwać od tego wszystkiego. Wyciągnęłam telefon i wybrałam numer do Kate.
- No cześć, Kate. Bo... Zayn się obudził
- Tak? To wspaniale i jak się czuje?
- Dobrze. Jego wyniki są lepsze niż by się można spodziewać. Tylko, że nie za bardzo nas pamięta.- starałam się, żeby mój głos był silny, ale się nie udało.
- Może przyjechać tam do Ciebie? - zapytała zmartwiona
- Nie, Ellie Cię potrzebuje. A co tam u niej ?
- A co może być? Bardzo za Tobą tęskni. Z resztą jak my wszyscy. Ale rozumie, że tam jest Twoje miejsce. Trzymaj się jakoś, mała.
- Dzięki Kate. Postaram się. Kocham Cię. Papa - rozłączyłam się. Dobrze było znowu usłyszeć jej głos. Kojarzył mi się z jakąś stabilizacją, bezpieczeństwem. Wróciłam do szpitala. Stanęłam w drzwiach i przyglądałam się chłopcom. Opowiadali sobie coś, głośno się śmiejąc. Wystarczyły trzy godziny, bo przyjaciele się znowu poznali. Rozumieli się bez słów i nadawali na tych samych falach.
- O nasze Słońce wróciło - wykrzyczał Lou - Oj kotku, czemu Ty jesteś zajęta? No powiedz mi czemu? Jaki ten świat jest niesprawiedliwy! Będę płakał
- To Ty masz chłopaka ? - zapytał zdziwiony Zayn - To może powinnaś do niego iść, a nie siedzieć tak ze mną. Nie chcę, żebyś przeze mnie go zaniedbała.
- Ej, Zayn ale przecież... - zaczął Niall, ale dostał sójkę w bok i natychmiast zamilkł.
-...przecież Louis żartował. Jestem wolna jak ptak - dokończyłam. Liam odciągnął mnie na bok. Wyszliśmy na korytarz.
- Co Ty laska robisz? Czemu mu nie powiedziałaś?
- Naprawdę nie wiesz? On mnie nie kocha. Może kochał, ale już nie kocha. Jestem obca. Jakbym mu powiedziała, czułby się w obowiązku mnie kochać. Nie chcę tego. Nie chcę go zmuszać do jakichkolwiek uczuć. To by było nie fair w stosunku do niego i do mnie. Tak jest dobrze. Myśli, że się przyjaźnimy. Swobodnie ze mną rozmawia i wie, że zawsze mu pomogę.
- Znam cię, mała. Altruistka, która nie patrzy na siebie. Zawsze robiłaś wszystko, żeby inni byli szczęśliwi. Tylko wiesz co ci powiem? Ty też się czasem mylisz. Mówisz, że wyjechałaś dla jego dobra, tak? Uwierz mi, wcale nie był ucieszony z tego powodu. Z resztą opowiadałem ci już,  a nie chcę się powtarzać. Teraz dla jego dobra nie mówisz mu o tym wszystkim co was łączyło. Żeby tylko znowu nie wyszło na moje. - skończył.
- Co Ty sobie wyobrażasz?! Pieprzony Daddy Direction! Najmądrzejszy i najrozsądniejszy człowiek na świecie, tak?! Tylko, że nie wszystko da się wziąć na rozum. Ale co Ty możesz o tym wiedzieć?! Co Ty możesz wiedzieć o moich uczuciach?! Gram, że jestem silna, że daję radę. Ale to są pozory. Maska dla świata. Nie masz pojęcia co się dzieje w mojej duszy, w moim sercu. Nie masz pojęcia o tej frustracji, o ciągłej ostrożności, żeby nie powiedzieć a dużo! Nie chcę jego łaski czy litości. Ale gdy go widzę, gdy widzę ten wzrok, w którym nie ma już tej czułości i miłości co kiedyś... Za każdym razem gdy to widzę, moje serce kruszy się na drobne kawałki i odradza jak feniks z popiołów, tylko po to, żeby zaraz znowu pęknąć. A podczas całego tego procesu, który uwierz, boli jak cholera, muszę ubierać najpiękniejszy z możliwych uśmiechów i udawać, że jest ok. Czy wszystko w porządku? Trzymasz się jakoś? - pytają ludzie. To odpowiadam, tak jest ok, no kto ma dać radę jak nie ja, prawda. Ale nie daję rad! I jedyne co mnie tu trzyma, to nadzieja. Pieprzona, złudna nadzieja, że jeszcze kiedyś przyciągnie mnie do siebie i poczuję jego usta na swoich. Nadzieja, że jeszcze kiedyś mnie pokocha, choć w 1/100 tak jak ja kocham jego. - wreszcie uwolniłam słowa, które składowały się w moim sercu i zaczynały już gnić. Poczułam się jakby lżejsza. Razem z tymi zdaniami i łzami, uciekał mój ból. Liam przytulił mnie do siebie i szepnął, że nie wiedział. Nie byłam na niego zła. Bo niby skąd miał wiedzieć?
Ten ostatni tydzień w szpitalu zleciał w błyskawicznym tempie. Poznawałam się z chłopakiem na nowo. Rozmawialiśmy na różne tematy. Opowiadałam mu nie tylko o jego poprzednim życiu, ale też o sobie, o jego innych przyjaciołach, o jego rodzinie. Bardzo chciał zobaczyć swoich najbliższych, ale oni niestety nie mogli przyjechać. Nie powiedzieli czemu. Po prostu nie mogli i już. W końcu nadszedł wyczekiwany dzień. Spakowaliśmy wszystkie rzeczy i wyszliśmy przed szpital. A raczej ja wyszłam, prowadząc przed sobą wózek, na którym siedział bezbronny Zayn.

------------------------------------------------------------------
Ogłaszam wszem i wobec, że 12 napisana. No gdzie brawa i fanfary? Ja się pytam, no gdzie? Nie no, żartuję. Ale napisanie tego to był prawdziwy wyczyn. Siedziałam u dziadków. Pod nogami latała trójka rozwrzeszczanych dzieci, w kuchni była mama, która miała wonty, że nawet w święta nie mam czasu dla rodziny, a i zapomniałabym wspomnieć o ciekawskich spojrzeniach przez ramię wszystkich wujków i ciotek. No i już miałam się poddać, kiedy pomyślałam – nie, przecież wy tu na mnie czekacie. – No przynajmniej taką mam nadzieję. A w ogóle to dziś liczba wejść pierwszy raz przekroczyła setkę ! Kocham Was za to! No to teraz czas na podziękowania. Tak wiem, że przynudzam, ale to jest ważne. Oczywiście najbardziej dziękuję Vick (już mi marsz na jej genialnego bloga - Everlasting Love) , ale też wszystkim innym czytelnikom, na czele z Aleksją. Uwielbiam Twoje komentarze, dziewczyno!  Będę też powtarzała do znudzenie, że BARDZO liczę na komentarze każdego kto to przeczyta. Gdy widzę na przykład 97 wejść i wpisy od 3 osób to się zastanawiam dlaczego tak jest… Przychodzi mi wtedy tylko jeden pomysł do głowy. Pomysł, że tylko tym 3 osobom to się podoba. Mam nadzieję, że się mylę… udowodnijcie mi to. Boniu, jak się ostatnio rozpisuję pod rozdziałami. Przepraszam, wybaczcie… A zapomniałabym tutaj macie moje GG – 38787924. Jakby coś zawszę znajdę dla was chwilkę ;) No dobra kończę na dzisiaj. Love u All ;*
Wasza Gabi ♥♥