Dreams are renewable. No matter what our age or condition, there are still untapped possibilities within us and new beauty waiting to be born.

-Dale Turner-

sobota, 31 marca 2012

Nowe znajomości


Rozdział 3

Gdy obudziłam się następnego ranka czułam się jakoś inaczej. Słońce zaglądało prosto w moje szare źrenice, dając mnóstwo pozytywnej energii. No cóż, widocznie pogoda postanowiła dostosowywać się do moich stanów psychicznych. Spojrzałam na swój pokój i się przeraziłam. Jeszcze nigdy nie miałam takiego bałaganu. Koniec, trzeba się wyrwać z tego letargu i wziąć do roboty. Za długo sobie odpuszczałaś moja droga. Poszłam do łazienki, umyłam się, ubrałam w szare dresy i czarną luźną bluzkę. Mokre włosy spięłam w niedbałego koka. Poza wielkim sprzątaniem nie miałam na dziś żadnych planów więc mogłam sobie pozwolić na wygląd a la strach na wróble. Z promiennym uśmiechem zbiegłam na dół – Cześć Kate! Jak było na imprezie, kacyk jest ? – zawołam kobiecie prosto do ucha mocno ją przytulając. Szok na twarzy kobiety był bezcenny, lecz w błyskawicznym tempie zniknął i odwzajemniła mój uścisk.
- Oj nie przesadzaj, ja jestem odpowiedzialną cioteczką. A co ty w takim dobrym humorze ? To znaczy wiesz, ja się bardzo cieszę, ale nigdy nie widziałam, żeby ktoś tak szybko wyszedł z depresji – gdy tylko usłyszała co powiedziała od razu zrobiła się cała czerwona i spuściła oczy w dół. W tym domu mój ostatni, nienajlepszy stan psychiczny był tematem tabu.
- Powiedzmy, że ktoś mi bardzo pomógł. No, ale nieważne. Muszę iść.
- Klara, a co z tym śniadaniem, które sobie zrobiłaś – zawołała za mną , rozbawiona moją gapowatością, brunetka. Usiadłam z nią przy stoliku i zostałam tam  z dobre czterdzieści minut. To była pierwsza, normalna rozmowa od tak dawna. No bo chyba rozmowy z Zaynem nie można do normalnych zaliczyć. W końcu jednak musiałam się wziąć do roboty. Ten pokój to była naprawdę jedna, wielka masakra. Zaczęłam od selekcjonowania rozrzuconych wszędzie ubrań, na brudne i czyste, potem pościeliłam łóżko, starłam kurze i poodkurzałam dywany. Zostało mi jeszcze wyrzucenie śmieci i ogarnięcie szafek, które wyglądały tak, jakby przeszło tam tornado. Włożyłam kapcie i pobiegłam do śmietnika stojącego przed domem. Już chciałam wracać, ale zobaczyłam, że coś się rusza w krzakach. Lekko przestraszona, ale przede wszystkim zaciekawiona podeszłam do zarośli. Wśród liści i gałęzi leżał zwinięty Zayn !
- Yyy… Zayn, co Ty tu robisz ? – zapytałam zupełnie zdezorientowana.
- No bo to nie jest tak jak myślisz – zaczął się tłumaczyć widocznie zawstydzony – Bo ja przyszedłem Cię odwiedzić i sprawdzić jak się czujesz, no ale zobaczyłem Cię w oknie jak tańczysz i podśpiewujesz , no i się tak jakby trochę zagapiłem, a potem ty wyszłaś i nie chciałem, żebyś pomyślała, że wystaję pod Twoim domem jak jakiś psychopata – przygryzł dolną wargę i się we mnie uporczywie wpatrywał.
- To może chodź już lepiej do środka – wydusiłam pomiędzy jednym atakiem śmiechu a drugim. Jego zmieszana mina była rozbrajająca. Chwyciłam go za rękę i pociągnęłam do środka. Dopiero po chwili zorientowałam się, że go trzymam i puściłam. On się na to tylko uśmiechnął i nic nie powiedział. Przy schodach minęliśmy Kate. Jej twarz była jednym, wielkim znakiem zapytania. Musiałam jej coś powiedzieć o Zaynie. Ale przecież sama prawie nic nie wiedziałam.
- Kate to jest Zayn, mój kolega. Zayn, to jest Kate moja opiekunka i przyjaciółka
- Miło Cię poznać. To ja już rozumiem kochana, czemu ty miałaś taki dobry humor dziś rano, no cóż, nie dziwię się – powiedziała zmierzając chłopaka wzrokiem od góry do dołu. Niby dorosła kobieta, a zachowuje się jak małolata. Zignorowałam ją i poszliśmy do mojego pokoju. Zapadła trochę niezręczna cisza. Nie znałam tego człowieka, wiedziałam jedynie jak ma na imię. A na dodatek mi się tak przyglądała, jakby nad czymś myślał.
- Ej a Ty naprawdę mnie nie kojarzysz? – zapytał po chwili. Zaczęłam przerzucać  w głowie wszystkie twarze i osoby jakie kiedykolwiek widziałam, ale jakoś nie znalazłam wśród nich tego przystojnego mulata. Na pewno bym go zapamiętała.
- Nie przypominam sobie, ale o co chodzi? Znamy się skądś? Może ci się pomyliło, bo wiesz, to raczej nie możliwe. ..
- Nie, nic, nieważne. Może to i lepiej – powiedział bardziej do siebie niż do mnie. Nie wiedziała o co chodzi, ale chyba nawet nie chciałam. – no to co robimy? Idziemy gdzieś, czy zostajemy w domu ? Na co masz ochotę ?
- Ale czemu ? W sensie czemu tu przyszedłeś, czemu chcesz mnie poznać, dlaczego ja ? Założę się, że masz mnóstwo znajomych? To znaczy, nie zrozum mnie źle, ja się bardzo cieszę. Tylko po prostu nie rozumiem. Wytłumacz mi.
- Oj mam miliony znajomych, więcej niż myślisz, ale  większość z nich to ludzie, którym nie mogę ufać. Tych prawdziwych przyjaciół jest hmm… na pewno ta moja kochana czwórka, Steve no i jeszcze moje trzy kochane siostrzyczki. A czemu chcę poznać ciebie ? Bo… sam nie wiem. Po prostu masz w sobie coś co sprawia, że od wczoraj ciągle biegasz mi po głowie. No ale teraz czas na decyzję. Co robimy. Ale nic nie mów, po prostu chodź.
- No ja nie wiem. Nie znam Cię. A co jak mnie porwiesz i wywieziesz na drugi koniec świata
- A co, nie chciałabyś być porwana przez kogoś takiego jak ja ? Każdy by chciał – wyszczerzył do mnie swoje białe ząbki, a w oczach pojawiły się dwa zaczepne ogniki. Przewróciłam tylko oczami i poszłam się przebrać i pomalować. A tak swoją drogą to jego pewność siebie i ego są masakrycznie. Trzeba będzie trochę je obniżyć. Nie wiedziałam gdzie chłopak mnie zabiera więc ubrałam się w czarne rurki i bluzkę w biało-niebieskie paski. Do tego lekki makijaż, rozpuściłam jeszcze lekko wilgotne włosy i byłam gotowa do wyjścia. Nie za bardzo wiedziałam w którą stronę idziemy więc posłusznie potruchtałam za Zaynem. Chłopak robiła takie wielkie kroki, że na jego jeden przypadały moje trzy. Wsiedliśmy do czarnego BMW.
- Zayn, a powiesz mi z łaski swojej gdzie my właściwie jedziemy ?
- Teraz zabieram Cię do takiej fajnej, miłej kawiarni. Kocham to miejsce. A potem… niespodzianka
- Mam się bać ? – zapytałam rozbawiona
- Zależy jak na to spojrzeć. – jego tajemnicze odpowiedzi zaczęły mnie powoli irytować. Czy on niczego nie mógł powiedzieć wprost? Niczego nie rozumiałam. Miałam tylko nadzieję, że szybko dowiem się czegoś więcej.
Miejsce do którego zabrał mnie Zayn było naprawdę magiczne. Spodziewałam się czegoś fajnego, ale nowoczesnego, młodzieżowego, tymczasem znalazłam się w przytulnej kawiarni. Duże okna, dające masę światła, zielono-brązowa kolorystyka, pełno roślin, a w roku mini wodospad. Zajęliśmy kanapę w głębi. Co prawda ja wolałam wysokie krzesła przy oknie, ale chłopak pokręcił przecząco głową i pociągnął na druki koniec kawiarni. Jego zachowania było coraz mniej logiczne. Na odcinku auto – kawiarnia szedł ze spuszczoną głową i w ogóle się nie odzywał, tylko od czasu do czasu szybko rozglądał na boki.
- Posłuchaj mnie. Ale mi powiesz o co chodzi, albo sobie pójdę i więcej się nie zobaczymy – myśl, że miałabym więcej nie zobaczyć mulata, na widok którego czułam takie irracjonalne szczęście i zawroty głowy była straszna, ale musiałam postawić sprawę ostro.
- Powiem Ci wszystko, ale jeszcze nie teraz. Obiecuję, że jeszcze dzisiaj się dowiesz, ale teraz nie chcę o tym rozmawiać. Chcę cię poznać, dowiedzieć się jaka jesteś.
- No dobrze… - odpowiedziałam po chwili zawahania. No to co chciałbyś wiedzieć, pytaj śmiało. – nie chciałam mu sama o sobie opowiadać. Nigdy w takich nie wiedziałam co powiedzieć. Na ogół bywałam szczera i nie miałam tajemnic o których by nikt nie wiedział. Bo niby po co ? Nie wstydziłam się tego jaka jestem, a jeśli ktoś miał z tym problem to cóż ja mogę na to poradzić, nie wszyscy muszę mnie kochać.
- To może od początku. Ile masz lat ? Czy masz rodzeństwo ? Co lubisz robić ?
- Mam szesnaście lat. Mój brat – Wiktor jest ośmioletnim brzdącem. Uwielbiam rysować, pisać opowiadania i teksty piosenek, słuchać muzyki, jejku długo by wymieniać…
- A jakiej muzyki ? Podoba ci się na przykład to co teraz leci w radiu? - Przysłuchałam się uważnie. Piosenka miała tytuł Everything about you. O dziwno mimo tego, że był to zdecydowanie pop coś w niej było.
- Fajna. Szczególne ten głos, który śpiewa trzecią zwrotkę. Ma coś w sobie. Ciekawe co to za zespół… Ja na ogół słucham trochę innej muzyki. Three Days Grace, Oh Laura, Suzanne Vega, z Polskich artystów to Vintage i Maciek Silski, czasem też skuszę się na jakąś klasykę jak Mozart czy Vivaldi… No to teraz twoja kolej, żeby mi odpowiedzieć na te wszystkie pytania – nie wiedziałam co takiego powiedziałam, ale chłopak miał ogromny uśmiech od ucha do ucha.
- No więc tak: ja mam dziewiętnaście lat. Mam trzy siostry. Ogólnie to lubię śpiewać, też rysuję, gram czasem w piłkę nożną z przyjaciółmi. A co do tego zespołu to było One Direction. Na pewno nie kojarzysz ?
- Nie, nie słyszałam jakoś. A co Ty tak się ich uczepiłeś ? Nie wyglądasz mi na osobę, która słucha popu. To znaczy, ja nic nie mam do takiej muzyki, ale po prostu mi jakoś do tego nie pasujesz.
- Oj wielu rzeczy o mnie jeszcze nie wiesz. – chyba chciał coś jeszcze powiedzieć, ale przyszła kelnerka. Ja zamówiłam cappuccino, a Zayn duży sok i ciastko. Mnie też namawiał, ale moja dieta mi na to nie pozwalała. Żeby wymienić jak najwięcej informacji postanowiliśmy zagrać w grę wyboru. Polegało to na tym, że na przykład ja mówiłam góry – morze i chłopak musiał mi automatycznie, bez zastanawiania odpowiedzieć co woli. Gdy podstawowe pytania się skończyły zaczęło robić się coraz ciekawej i większości  punktów towarzyszył śmiech do łez… W końcu jednak przyszedł czas się zbierać. Niespodzianka zbliżała się wielkimi krokami. Po niecałych piętnastu minutach zatrzymaliśmy się pod torem gokartowym.. Myślałam, że wejdziemy do środka, lecz ku mojemu zaskoczeniu poszliśmy do czwórki jakiś chłopaków stojących koło czerwonego vana. Nie byłam za bardzo zadowolona. Zayn przy kolegach na pewno był inny. Zawsze tak jest.
- Przywiozłem cię tu ponieważ musisz koniecznie kogoś poznać. To są pozostałe cztery cząstki mojej duszy: Niall, Liam, Louis i Harry. Chłopcy to jest właśnie Klara. – gdy się przyjrzałam wyglądali nawet na sympatycznych: pierwszy z nich jako jedyny był blondyn od którego biła dobra energia, drugi, nieco poważniejszy jasny brunet o brązowych oczach… W trzecim było coś dziwnego. Ogromny uśmiech i skaczące ogniki w oczach sprawiły, że od razu go polubiłam. No i został ostatni. Miał jakoś tak dużo pewności siebie. Uśmiechał się bezczelnie i lustrował mnie od góry do dołu. Nie, z nim się na pewno nie zaprzyjaźnię. Chłopcy rzucili jakieś cześć  i już mieliśmy wejść do środka, kiedy jeden z chłopaków, o ile dobrze zapamiętałam Louis podszedł do mnie i groźnie spojrzał.
- Zdejmij co. – wskazał na moją bluzkę, a jego głos był stanowczy. Przestraszyłam się, czyżbym trafiła w towarzystwo jakiś zboczeńców, czy gwałcicieli. Nie powinnam się umawiać z tymi nieznanymi mi ludźmi.
- Słucham?! – zapytałam z niedowierzaniem, licząc na jakieś wytłumaczenie.
- Zayn cię nie uprzedził, że tylko i wyłącznie ja mam prawo chodzić w paskach. W tej chwili to zdejmij. – Wybuchnęłam głośnym śmiechem, który rozniósł się po całym parkingu.
- Chyba Cię pogięło chłopczyku 
- sama tego chciałaś – zaczął mnie gonić. Nigdy nie byłam dobra w bieganiu, ale teraz obawa o moją bluzkę dodała mi sił. Pewnie ta pogoń trwałaby jeszcze długo, gdyby nie Liam, który złapał chłopaka i wytłumaczył mu, że nie wiedziałam, że więcej tego nie zrobię, ale rozbieranie się na środku ulicy nie byłoby najlepsze.
Zabawa z chłopakami była naprawdę genialna. Szaleliśmy po całym torze jak nienormalni. Lou w dalszym ciągu się mścił i z całych sił próbował udowodnić, że jest lepszy i bardziej zasługuje na noszenie pasków. Podobnie zachowywał się Harry, który usilnie próbował zwrócić na siebie uwagę. Ja go jednak lekceważyłam.  Oj, chyba komuś wskoczyłam na ambicję. A to pech. Po pięciu okrążeniach się poddałam i zeszłam z toru. Przyglądałam się chłopcom, którzy wygłupiali się dalej. To niesamowite jak bardzo zżyci ze sobą byli. Tak samo jak ja z Izą. Szybko otarłam łzy, które znowu zaczęły spływać po mojej twarzy. Mogłam się trochę bardziej otworzyć, próbować żyć z tym wszystkim nawet to spróbować zaakceptować, ale nigdy nie pozbędę się tego bólu i pustki. A do pełnej normalności jeszcze tak naprawdę długa droga. Zatopiłam się w rozmyślaniach , zapominając o strużkach dalej płynących z moich oczu. Zayn mnie zauważył i od razu do mnie przybiegł. Nic nie mówił. Po prostu mnie przytulił. Wiedział, że słowa są zbędne. Zadziwiające, jak dobrze potrafił mnie zrozumieć. Przy nim na pewno będzie łatwiej.  Delikatnie otarł mi łzy, za co się odwdzięczyłam nieśmiałym uśmiechem. Spojrzałam na niego i znowu utonęłam w tych czekoladowych tęczówkach. Nasze twarze dzieliło już tylko parę centymetrów. Chłopak chwycił moją twarz w swoje ręce, ale ja się lekko odsunęłam. Dałam mu buziaka w policzek i szepnęłam na ucho – jeszcze przyjdzie na to czas.
---------------------------------------------------------------------------------------------------
No i mamy rozdział 3 ^.^ Jakoś ostatnio mam dużo weny to piszę. A powinnam się uczyć… Po raz kolejny bardzo dziękuję Oldze no i oczywiście Oli. Tak swoją drogą to wchodźcie na jej bloga, bo pisze świetnie i o wiele lepiej ode mnie http://one-direction-moja-historia.blogspot.com/ I proszę was bardzo o komentarze. Jeśli tujuż weszliście to napiszcie choć jedno słowo. Zajmie to wam minutę a mnie tak bardzo ucieszy. Następny rozdział za niedługo. Buziaki
Gabrielle

piątek, 30 marca 2012

Nowa nadzieja ?


Rozdział 2

Głośno uderzający o szybę deszcz był pierwszym dźwiękiem jaki usłyszałam. Przetarłam zaspane oczy. Dziś był ten dzień, czułam to. Dziś się uwolnię. Nie, nie bałam się. Byłam nawet szczęśliwa. Nie mogłam się doczekać wieczora. Już od dobrego tygodnia wiedziałam jak to zrobię. Wieczorem moi opiekunowie wychodzą do znajomych. Zapewniłam  ich, że sobie poradzę sama. Tak, poradzę sobie lepiej niż myślą. Zwlokłam się z łóżka i poszłam do łazienki. Spojrzałam w lustro. Zobaczyłam tam szarą cerę i ogromne wory pod oczami. Ostatniego dnia trzeba by jakoś wyglądać – pomyślałam. Po raz pierwszy od miesiąca sięgnęłam po podkład, błyszczyk i wodoodporny tusz. Tak, ta chemia może zdziałać cuda. Założyłam dżinsy i ciemnofioletową, luźną bluzkę z czarnym napisem LOVE. Zeszłam na dół, gdzie nie było już nikogo, zgarnęłam z blatu śniadanie i wolnym krokiem poszłam się do szkoły. Przeszłam koło mojej klasy rzucając suche cześć i udałam się tam, gdzie zawsze. Wnęka w ścianie, gdzie kiedyś stała półmetrowa rzeźba założyciela szkoły, teraz czekał na mnie pusty. Usiadłam tam i wyciągnęłam plik kartek. No tak, trzeba by napisać parę listów. Na pewno do rodziny , do Olgi, do Toma z Kate no i to chyba tyle.
Był to totalny standard  chyba trochę za bardzo skrócony.
Droga, mamo, babciu i dziadku
Gdy będziecie to czytać ja będę już gdzieś indziej. Nie płaczcie, ani nie obwiniajcie się o nic. To było jedyne wyjście. Moja siostra odeszła i jest tam teraz samotna. Muszę dotrzymać jej towarzystwa. Tak robią przyjaciółki. Tam mi będzie lepiej, a naprawdę wierzę, że kiedyś się jeszcze spotkamy. Wspierajcie się nawzajem  i dbajcie o siebie. Kocham was bardzo.
Wasza Klara
 
Kochana Kate i Tomie
Chciałam wam bardzo za wszystko podziękować. Staliście się dla mnie jak prawdziwa rodzina. Pewnie będziecie mówić, że mogliście coś zrobić, jakoś temu zapobiec, ale wyrzuty sumienia nie mają sensu. Nie stało się nic złego. Wręcz przeciwnie. Szkoda, że nie będę wam mogła opowiedzieć jak tam jest. Mam nadzieję, że szybko przyślą kogoś innego na moje miejsce i też obdarujecie go tak ogromnym ciepłem  i miłością, jak mnie. Żadne słowa nie są w stanie wyrazić jak bliscy mi się staliście. Kocham was.
Wasza Klara
 
Najdroższa siostro
Gdy się o wszystkim dowiesz, będziesz mnie na pewno wyzywała, jaką skończoną idiotką jestem. Nie rób tego, bo znowu się będziesz musiała spowiadać przed bierzmowaniem. Cieszę się, że masz siłę, żeby sobie z tym poradzić. Zawsze tak było. Ja niestety sobie z tym nie umiem poradzić. Nie mogę spać, nie mogę jeść, nie mogę oddychać. Cud, że rozpacz nie zatrzymała jeszcze mojego serca. Za trudno mi się uporać z tym, że naszego piegusa nie ma. Z nikim nie byłam nigdy bardziej zżyta niż z wami dwiema. Nikt inny mnie nie znał. Nie obrażaj się, że ją wybrałam. Jesteście dla mnie tak samo ważne, ale tobie tu ktoś zostanie, a ona tam jest sama. Będę za tobą tęskniła blondyno. Gdy odeślą moje rzeczy weź sobie wszystko. Tak jak chciałaś ta zielona sukienka wreszcie będzie twoja. Wspomnij mnie czasem  w wolnej chwili.
                                                                                                   Twoja Klara
Równo z ostatnim słowem zadzwonił dzwonek na lekcję. Zajęłam swoje miejsce w ostatniej ławce pod ścianą. Nauczyciele mnie nawet o nic już nie pytali. Zachowywali się tak, jakby mnie nie było. Miło z ich strony. Wsłuchałam się w opowieść o II wojnie światowej. W sumie to będzie mi brakowało lekcji historii. Lubiłam słuchać tych  opowieści, które mnie przenosiły za każdym razem w inną czasoprzestrzeń. Zdecydowanie nie przypominało to innych przedmiotów. Na przerwie podszedł do mnie Charlie. Starał się znowu nawiązać ze mną kontakt. Przed tą tragedią byliśmy naprawdę blisko. Wszyscy wróżyli, że tydzień, no góra dwa i będziemy razem. Ale potem się odcięłam i zamknęłam na jakikolwiek kontakt z kimkolwiek. Szkoda mi go trochę, chyba naprawdę się zakochał. Ja też go lubiłam, nie aż tak, ale lubiłam.
- Hej śliczna, jak tam samopoczucie dzisiaj ? Jesteś jakaś inna. – jak zawsze pierwszy zaczął rozmowę. Tym razem go nie zbyłam. ostatni raz możemy porozmawiać.
- Cześć Charile. No tak, dzisiaj czuję się zdecydowanie lepiej. Mam poczucie, że moje problemy za niedługo się skończą – blado się uśmiechnęłam. Gdyby tylko wiedział o czym mówię. Lecz naiwny chłopak zrozumiał to tak, jak chciałam, żeby zrozumiał.
- Naprawdę? Tak się cieszę. Mam nadzieję, że jest to choć troszkę moja zasługa. Jestem sprawcą uśmiechu Klary Brown, postawcie mi pomnik.
Tego dnia miałam jeszcze dwa angielskie, matematykę, biologię i fizykę. Gdy wyszłam ze szkoły była 14.15. W drodze powrotnej myślałam, co dzisiaj jeszcze robić. Do wieczora zostało trochę czasu. W domu czekała na mnie już Kate z obiadem. Ostatnio bardzo się starała mi matkować i opiekować się najlepiej jak mogła. Ta kobieta była naprawdę nieziemska. Miałam zdecydowanie szczęście do ludzi. Gdy zjadłam poszłam do siebie do pokoju. Postanowiłam spędzić te ostatnie godziny mojej ziemskiej wędrówki na to, co naprawdę kocham. Sięgnęłam po ołówek i mój zeszycik. Po czterech godzinach do każdego listu były po 2  portrety z różnych perspektyw. Każdy detal idealnie dopracowanym. Ciekawe czy odbiorcom  się spodoba. Zegar wskazywał godzinę 20.10 Kate przyszła do pokoju powiedziała, że wychodzą i mnie przytuliła. Gdyby tylko wiedziała. Poszłam do łazienki gdzie wzięłam ostatnią gorącą kąpiel . Leżałam w wannie dobrą godzinę. Wyszłam i ubrałam się w już dawno przygotowane ciuchy. Czarne rurki i błękitna, zwiewna tunika. Poprawiłam makijaż, założyłam czarny sweterek i wyszłam z domu. Miejsce do którego szłam było mi dobrze znane. Bardzo dobrze. Mogłam tam spokojnie pomyśleć gdy tego potrzebowałam. Co prawda tylko wieczorem, bo w dzień był tam zawsze tłum ludzi. Nareszcie. Stanęłam na moim moście i przyglądałam się dość długo gładkiej tafli Tamizy. Z zamyśleń wyrwało mnie bicie Big Bena. Znany zegar informował, że jest równo 22.00. W płycie wody zobaczyłam twarz mojej Izabelki. Uśmiechnęłam się pod nosem. – Tak już do Ciebie idę. Nie będziesz tam dłużej sama. Mam tylko nadzieję, że nie wyrwałaś już najprzystojniejszych umarlaków. Wdrapałam się za barierki. Wiatr wiał mi prosto w twarz. Koniec bólu, koniec cierpienia, koniec życia. Jeden ruch i będę wolna. Z dołu Iza dalej się do mnie uśmiechała i wyciągnęła rękę. Jeszcze sekunda i wszystko będzie dobrze.
Oderwałam jedną rękę od barierki. Ostatnie sekundy tej męczarni. Nagle usłyszałam głośny krzyk. Ktoś mnie złapał za ręce i nie pozwolił puścić.
- Co ty robisz idiotko ?! Wracaj na dobrą stronę – głęboki, męski głos przerwał ciszę, którą się tak rozkoszowałam.
- Puść mnie, ja… ja muszę – próbowałam mu się wyrwać, lecz on chwycił mnie w pasie i wyciągnął zza barierek. Przeszkodził mi. Postać Izy się rozmazała i zniknęła w otchłani. – Nie rozumiesz człowieku, że ja nie mam wyjścia?! Że tego właśnie potrzebuję ?! Co ci to da, że mnie teraz ,,uratowałeś” skoro jutro mogę to zrobić znowu ?
- Zrobimy tak, pójdziesz teraz ze mną do parku, porozmawiamy, opowiesz mi wszystko i jeśli nie zmienisz zdania zostawię cię w pokoju. Jeśli masz zaraz umrzeć to co ci zależy ? – chłopak spojrzał na mnie i pierwszy raz zobaczyłam jego twarz, oświetloną światłem  księżyca. Wysoki, szczupły mulat. Niezwykle przystojny. Lecz to co przyciągnęło moją uwagę najbardziej to te czekoladowe tęczówki, od których biło niewyobrażalne ciepło i wrażliwość. Te oczy wzbudzały zaufanie i sprawiały, że byłam w stanie mu się ze wszystkiego zwierzyć. Dziwne uczucie. Nie rozmawiałam o tym z nikim ani razu, a teraz otworzę się przed tym nieznajomym. Chłopak wpatrywał się we mnie wyczekująco, no tak, nic mu nie odpowiedziałam.  Skinęłam tylko głową i poszliśmy. Zapanowała niezręczna cisza, którą on kolejny raz tej nocy przerwał.
- Zapomniałem ci się przedstawić, jestem Zayn, a Ty?
- Klara
Po tej krótkiej wymianie informacji w milczeniu doszliśmy do parku. Księżyc oświetlał drzewa i gładką taflę jeziora, a lekki wiatr rozwiewał nam włosy i jakby cichutko szeptał do ucha – no dalej, mów.
- Najlepiej będzie jak zacznę od początku. Przyjechałam tu niedawno  z Polski na program edukacyjny. Wszystko było świetnie. Przed tymi ludźmi potrafiłam się otworzyć. Była to totalna odmiana. U siebie byłam cichą, spokojną, zamkniętą w sobie szarą myszką. Nie rozmawiałam za często z ludźmi. Miałam tak jakby swój mały, prywatny świat, do którego prawie nikt nie miał wstępu. Prawie. Moje dwie przyjaciółki – Olga i Iza były dla mnie wszystkim. Nawet nie wyobrażasz sobie jak wiele im zawdzięczam. Dzięki nim zachowywałam przynajmniej pozory normalności. Wyciągały mnie do ludzi, otwierały na świat. Były jak siostry. Kochałam je równie bardzo jak członków rodziny. Z resztą nadal kocham. Tylko… jakiś czasu temu dowiedziałam się, że… - nie mogło mi to przejść przez gardło. Znowu zaczęłam płakać. Zayn otarł mi łzy i z zaciekawieniem przyglądał się dalej. Nie mogłam sobie wymarzyć lepszego słuchacza. Nie poganiał mnie, lecz spokojnie czekał aż będę gotowa mówić dalej. - … dowiedział się, że Iza nie żyje. Nie umiem sobie z tym poradzić. Ona… ona była moją siostrą. Myśl, że więcej jej nie zobaczę, że się nie pokłócimy, że się nie obrazi i nie zrobi nadętej buźki… że nie będzie już żadnych wspólnych przypałów, wypadów do centrum handlowego, jeżdżenia autobusem nie wiadomo gdzie… Nie wyobrażam sobie tego. Czuję się, jakby moje serce zostało rozdarte na milion malutkich kawałków. Nie mogę jeść, spać , oddychać. Nie ma we mnie już nic oprócz smutku i bólu. To jest takie trudne. – Nie byłam w stanie powiedzieć nic więcej. I tak myślę, że nic więcej nie było trzeba mówić. Zayn zrozumiał że to już wszystko, przytulił mnie i zaczął mówić. Jego głos przyprawiał mnie o dreszcze, gdyby okoliczności były inne pewnie bym się krępowała tak z nim siedzieć, ale teraz właśnie tego potrzebowałam. Drugiego człowieka.
- Rozumiem. Ja też niedawno straciłem bliską mi osobę. Zawsze gdy ktoś taki odchodzi cierpimy i tęsknimy. Ale widocznie tak miało być. Widocznie Bóg, jakkolwiek byśmy go nie nazwali, potrzebował jej tam, w raju. I myślę, że ona nie chciałaby, żebyś to zrobiła. To jeszcze nie twoja pora. Musisz się pozbierać i żyć za was dwie, tak żeby była z Ciebie dumna i gdy już się spotkacie powiedziała – dobra robota. – jego słowa naprawdę do mnie docierały. Zrozumiałam jaka głupia byłam , że chciałam to zrobi. Będzie ciężko, ale na pewno nigdy już tego nie spróbuję.
- Dziękuję – powiedziałam  ledwo słyszalnym szeptem i znowu zapatrzyłam się w te hipnotyzujące oczy.
- Nie ma za co. Teraz już będzie dobrze. Pomogę Ci. Obiecuję, że cię z tym nie zostawię.. A teraz choć odprowadzę Cię do domu, bo chyba potrzebujesz po dzisiejszym dniu dużo spokoju i snu. – odpowiedziałam tylko uśmiechem. Czułam, że to nie koniec mojej znajomości z Zaynem. Że to dopiero początek czegoś naprawdę fajnego. I nie miałam wtedy na myśli żadnego związku. Po prostu miałam wrażenie, że jesteśmy do siebie podobni, że znalazłam kogoś z taką samą wrażliwości, że dzięki niemu wrócę do żywych.
Gdy byliśmy już pod drzwiami chciałam rzucić jakieś pa i iść. Nie miałam siły z nim tam stać, a na herbatkę było trochę za późno, jednak on chwycił mnie za rękę i odwrócił do siebie.
- Numer poproszę. Tak chyba będzie łatwiej, niż gdybym miał tu wystawać i czekać aż wyjdziesz – uśmiechną się do mnie pokazując białe ząbki i puścił oczko. Zapisałam mu te 9 cyfr na ręce, bo nie mieliśmy kartki. Odruchowo dałam mu buziaka w policzek i zniknęłam po drugiej stronie drzwi. Wbiegłam na górę i od razu poszłam się myć. Dopiero teraz zobaczyłam jak straszne wyglądałam. Potargane włosy, rozmazany makijaż i podkrążone oczy. Spokojnie teraz bym mogła iść na Haloween. Zmyłam ten żart który miałam na twarzy, umyłam się, przebrałam w swoją czarną , satynową koszulę nocną i weszłam pod ciepłą kołdrę. Nie przypuszczałam, że tak szybko zasnę, ale potężna dawka emocji i porządne dotlenienie zrobiły swoje. Najpierw  śniła mi się Iza. Długo rozmawiałyśmy. Kazała mi się ogarnąć. Pożegnałyśmy się i mimo, że moje serce i dusza krwawiły wierzyłam, że słońce już za niedługo nieśmiało wyjrzy znad horyzontu. Przez resztę nocy ani na krok nie odstępowały mnie czekoladowe tęczówki wypełnione wrażliwością po same brzegi. Moja nadzieja na lepsze jutro
.


---------------------------------------------------------------------------------
A więc zgodnie z zasadą jeden rozdział napisany = jedne rozdział dodany, mamy dwójeczkę. Wiem, że miałam dodać zespół dopiero w trzecim rozdziale, ale połączyłam drugi i trzeci, żeby nie było to takie krótkie. Mam nadzieję, że wam się spodoba <3 Ogólnie teraz będę miała trochę więcej czasu, bo mam rekolekcje, no a potem święta… teoretycznie powinnam się uczyć do egzaminu gimnazjalisty, ale… no nieważne. Bardzo was proszę o komentarze. One są dla mnie naprawdę ogromnie ważne. No to chyba tyle, następny za niedługo. A no i zapomniałam. Jeszcze raz podaję moje gg – 38787924. Jeśli jest ktoś kto mógłby sprawdzać moje teksty, bo zdaję sobie sprawę jak wiele błędów tu jest, byłaby naprawdę bardzo wdzięczna. Buziaki
Gabrielle

czwartek, 29 marca 2012

Początek i koniec


Rozdział 1 

Dom do którego przyjechałam był naprawdę bardzo przytulny. Od razu gdy tylko weszłam do domu poznałam  moich gospodarzy – Kate i Toma. Wyglądali na sympatyczne, normalne małżeństwo. Chwilę porozmawialiśmy o tym jak mi minęła podróż i poszłam się rozpakować. do swojego pokoi. Gdy tam weszłam zatkało mnie. O takim miejscu zawsze marzyłam. Błękitne ściany, szeroki parapet, na którym można było usiąść i duży obraz wieży Eiffla. Koło parapetu stało ogromne łóżko, na następnej ścianie ustawione było biurko i potężna szafa. Jednym słowem pokój z moich snów. Przyglądałam się tak dobre dziesięć minut kiedy zobaczyłam w drzwiach Kate przyglądającą mi się z uśmiechem.
- Podoba Ci się ? – zapytała jakby nie widziała
- Jest cudowny. Dziękuję pani bardzo naprawdę. – odpowiedziałam  lekko speszona
- Skoro mamy razem mieszkać nie możesz do mnie mówić na pani. Jestem po prostu Kate
- Dobrze Kate. A mam do ciebie jeszcze jedno pytanko ? Masz może nasz plan lekcji ? Bo podobno szkoła miała Tobie go przysłać.
     Budynek szkoły ani trochę nie przypominał mojego starego liceum. Nie za duży ,ceglany. W środku było już pełno ludzi . Przypatrywali mi się jakbym co najmniej miała ogon i duże fioletowe uszy. Już spuściłam głowę i chciałam z wzrokiem wbitym w podłogę schować się w jakimś koncie jak zawsze, ale potem przypomniałam sobie o obietnicy, którą sobie złożyła. Głowa do góry, uśmiech na twarz i idziesz. Pod salą w której, jak wynikało z mojego planu, miałam mieć teraz lekcję stała grupka ludzi. To co skaczemy na głęboką wodę – pomyślałam.
- Hej, jestem Klara. Od dzisiaj chodzę z wami do szkoły. Miło was poznać – zaczęłam nieśmiało. Nie za bardzo wiedziałam co mówić.
- O siema. To ty jesteś z tego stypendium ? No i jak ci się podoba ? – jako pierwsza odezwała się wysoka, zielonooka dziewczyna o płomiennorudych falach na głowie. Uśmiech od ucha do ucha zdecydowanie mnie ośmielił.
- Jeszcze nie wiem, na pierwszy rzut oka fajnie, ale dużo jeszcze muszę zobaczyć i poznać.
- My ci pomożemy, a ja szczególnie – odezwał się wesoły brunet z burzą loków na głowie i niebieskimi oczyma, w których tańczyły dwa ogniki. – A tak w ogóle to skąd jesteś ? Niech zgadnę, Polska ?
- Skąd wiedziałeś, pewnie akcent mnie zdradził. No tak tu jest tylu Polaków, że na pewno doskonale wiesz jak mówimy
- Nie, po prostu słyszałem, że Polski są najładniejsze. – był bardzo dumny ze jakże oryginalnego  komplementu  dopóki nie zobaczył wzroku swoich koleżanek. – To znaczy wy dziewczyny też jesteście piękne, no ale… no nieważne – spuścił wzrok wyraźnie speszony. Wtedy na szczęście zadzwonił dzwonek udaliśmy się do klasy. Pierwszą lekcją był „najbardziej uwielbiany” przeze mnie przedmiot – matematyka. Kobieta siedząca za biurkiem miała może koło czterdziestu  lat. Wyglądała na miłą, lecz ja się nie dałam zwieść pozorą, matematyczka zawsze zostanie matematyczką. 
- Witaj moja droga. Ty pewnie jesteś Klara. – przytaknęłam, położyłam indeks koło sterty klasówek i chciałam niezauważalnie usiąść na swoim miejscu, lecz nauczycielka kazała mi stanąć przed klasą i powiedzieć parę słów o sobie. Z ławek usłyszałam szepty, żebym mówiła jak najdłużej więc zaczęłam.  
- Nazywam się Klara Braun. Mam 16 lat i przyjechałam z Polski. Jestem tu dopiero od wczoraj, ale i już mi się podoba. Wasze miasto jest naprawdę niezwykłe, zawsze marzyłam, żeby tu przyjechać. Uwielbiam zarówno czytać książki, rysować, słucham dużo muzyki, wszelkiego rodzaju i pogrywam sobie na gitarze. Przykro mi to mówić – tu spojrzałam na nauczycielkę – ale jestem zdecydowanie humanistką. – zacięłam się. Co jeszcze im mogę powiedzieć.
- Jakieś pytania do nowej koleżanki ? – matematyczka chyba zdecydowała mi się pomóc. Zobaczyła las rąk w górze. Spoko, nic nie mówię. Pytano o podstawowe rzeczy: jakie filmy lubię, czy mam rodzeństwo, u której rodziny teraz mieszkam i tego typu..
- A jaki jest twój status na facebooku, a jeśli zaczyna się na w a kończy na y to czy masz czas dziś po południu ? – pytanie padło z ust chłopaka, z którym rozmawiałam przed klasą. Miał na imię Chris. Jego słowa wywołały ogólny śmiech. W końcu zdążyłam wydusić, że nie mam facebooka, a nauczycielka stwierdziła, że najwyższy czas na lekcję. O dziwno wszystko rozumiałam  nawet lepiej niż w Polsce. Gdy lekcja się skończyła razem z rudowłosą o imieniu Agath poszłyśmy w stronę Sali od angielskiego. Usłyszałam tupot i zobaczyłam koło siebie Charliego. – Ej nie odpowiedziałaś mi. Naprawdę muszę prosto z mostu. Okey. To masz chłopaka czy nie ? 
- A ty nie za wścibski jesteś przypadkiem ? – zapytałam zaczepnie i się obdarowałam go najpiękniejszym uśmiechem z kolekcji. – Ale jeśli to cię tak interesuje, to nie, nie mam.
- To czas na drugie pytanie. Masz czas dziś po południu? Na pewno chcesz, żeby ktoś ci pokazał Londyn.
- Ale wyczerpałeś limit. Jedno pytanie dziennie. – chciałam go przetrzymać. Nie wyglądał na osobę, która łatwo się poddaje, więc mogłam poczekać.
Mijały tygodnie a w nowej klasie czułam się naprawdę świetnie. Wystarczyło trochę mobilizacji, żeby się przełamać i teraz stałam się częścią jakiejś społeczności. Co prawda dalej miałam swój świat i kochałam chwile samotności, ale nie była ona taka permanentna. A ci ludzie byli naprawdę świetni. Nie zżyłam się z nimi jeszcze tak bardzo jak na przykład z moimi przyjaciółkami z Polski, ale byłam na dobrej drodze. Nauka też o wiele lepiej mi się podobała niż w starej szkole. Lekcje były o wiele bardziej obrazowe i różnorodne. A Kate i Tom ? Okazali się naprawdę cudownymi, ciepłymi ludźmi, którzy stworzyli mi namiastkę rodziny. Jednym słowem było bajecznie, aż do pewnego ciepłego, letniego popołudnia. Szłam sobie parkową uliczką i cieszyłam pierwszym naprawdę ciepłym dniem. Lekki wiatry schładzał moją twarz, a promienie słońca zaglądały w szare tęczówki. Zadzwonił telefon. Wyciągnęłam go z torebki i niczego się nie spodziewając odebrałam. W słuchawce usłyszałam zapłakany głos Olgi. Przysiadłam na ławce przerażona.
- Klara, stało się coś strasznego. – wyjąkała dziewczyna, a moje serce z minuty na minutę biło coraz szybciej.
- Olga, kochana, mów bo dostanę zawału
- Bo Iza, bo ona, Klara ona odeszła – wyszeptała przyjaciółka
- O czym ty mówisz ? Gdzie ? Kiedy wróci ? – prawie krzyczałam, bo jej słowa do mnie nie docierały.
- Wczoraj jak wracała do domu potrącił ją pijany kierowca tira. Nie miała szans.
Rozłączyłam się. Niesamowity ból objął całe moje serce i zacisnął tak, że nie mogłam oddychać. Łzy płynęły z oczy wpatrujących się w dal. To niemożliwe. Moja kochana Iza, moja siostra, cząstka mojej duszy, że ona niby już nie istnieje. Że nigdy już nie zobaczę jej roześmianej piegowatej buźki, nie powiem, że jest głupia i robimy przypał, nie pokłócimy się o to, która powinna teraz do której przyjść. Nie możliwe. Moja Izabelka . Wstałam i pobiegłam ile sił w nogach do domu. Trzasnęłam drzwiami i bezwładnie upadłam na łóżku. Moje ciało zachowywało się jakbym miała padaczkę. Do pokoju przyszła Kate i pytała co się stało, ale nie umiałam wypowiedzieć ani słowa. Nie ogarniałam tego. Tak potwornego bólu jeszcze nigdy nie czułam. Wyrwano mi właśnie serce razem z duszą. Ona była, jest jak część mnie. Pogrążyłam się całkowicie w swoim świecie. Po tygodniu siedzenia w domu poszłam do szkoły. Ale to nie było to samo. Nic mnie już nie cieszyło, nie byłam w stanie normalnie funkcjonować. Z resztą jakie to wszystko miało teraz znaczenie. Wraz z telefonem od Olgi mój umysł umarł. Zostało mi tylko jedno wyjście. Jedno, jedyne. 
------------------------------------------------------------------------------
No i jest 1 rozdział. Miał być za tydzień ale nie wytrzymałam... choć w sumie gdyby nie tak pozytywne i motywujące opinie, szczególnie Olgi i Oli to bym tego nie dodała... No w każdym razie mam nadzieję, że wam się spodoba i  znajdę tu 1 czy 2 komentarze ^.^ Tajemniczy zespół będzie w 3 rozdziale ;) Buziaki 
                                                                                                          Gabrielle 

ps. i polecam bloga http://one-direction-moja-historia.blogspot.com/ - naprawdę świetny ; ) 

poniedziałek, 26 marca 2012

Prolog


Siedziałam na parapecie z kubkiem gorącej herbaty i płakałam. Kolejny raz w tym tygodniu. Małe, słone kropelki sprawiły, że wyglądałam jak miś panda. Głowa była pełna myśli. Znowu. Jaki był powód tego wszystkiego? Niby byłam szczęśliwą szesnastolatką, bez problemów ze szkołą czy w domu, niby miałam wiele koleżanek i kolegów, niby wszystko było ok. Niby. Ale tak naprawdę byłam tak przerażająco samotna. Na ogół nie było mi z tym źle. Gdy byłam w domu siedziałam cały czas za zamkniętymi drzwiami zajęta swoimi zajęciami, których na szczęście miałam sporo, gdy byłam w szkole na przerwach zawsze znalazła się interesująca książka, a czasem po prostu chodziłam po parku i myślałam o wszystkim i o niczym. Sama. To nie tak, że nie miałam przyjaciół znajomych. Zawsze mogłam liczyć na moje dwie przyjaciółki Izę i Olgę. Pomagały mi one choć na chwilę wyjść z własnego świata i żyć realnym, normalnym życiem. Przy nich stawałam się zwyczajna, ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Lecz potem wracałam do pustego pokoju. Lubiłam swoje towarzystwo, nawet bardzo, ale zdarzały się takie chwile kiedy potrzebowałam, żeby ktoś mnie przytulił, pośmiał się ze mną, porozmawiał na temat wspólnych zainteresowań, czy po prostu był. A moje przyjaciółki chodziły do innej szkoły i nie należały do tej codzienności. Żałowałam, że nie mogę być taka jak wszyscy. Czasem byłam bliska żeby podejść do grupki z mojej klasy i spróbować się wtłoczyć, ale jakoś nigdy nie wyszło. O ile rozmowa z pojedynczymi jednostkami była nawet spoko, to w większej grupie ludzi nie miałam szansy przebicia. Nie byłam w stanie się odezwać i mogłam jedynie się przysłuchiwać. Takie skrzywienie psychiczne. Tak było, aż do pewnego kwietniowego dnia, kiedy wraz z wiosną zaczęły budzić się moje nadzieje na lepsze jutro.
 Tego ranka z samego rana zostałam wezwana do gabinetu dyrektorki. Nigdy jeszcze nie miałam okazji tam być, w końcu w tej szkole byłam prawie przeźroczysta.
- Klara Braun ? – zapytała wysoka, starsza kobieta. No tak, skąd miałaby mnie znać.
- Tak, wzywała mnie pani podobno – odpowiedziałam nieśmiało nie za bardzo wiedząc czy powinnam wejść i usiąść czy poczekać w drzwiach. W końcu zdecydowałam się zająć miejsce przy obszerny biurku zawalonym papierami.
- Przyjrzeliśmy się twoim wynikom w nauce. Jesteś naprawdę bardzo zdolna. A na dodatek wzorowe zachowanie, żadnych spóźnień, czy nieusprawiedliwionych godzin. Zaimponowałaś nam. – uśmiechnęłam się i wyszeptałam jakieś dziękuję. Taa… zdolna, a może raczej siedzę godzinami i się uczę w piątkowe wieczory. Dyrektora poczekała chwilę na jakąś odpowiedź z mojej strony, lecz gdy nic nie usłyszała kontynuowała – jednak nie analizowaliśmy naszych uczniów z nudów. Postanowiliśmy nawiązać współpracę z jedną z londyńskich szkół średnich. Zaoferowali oni nam tam jedno miejsce w ramach programu intellectual mosaic. Polega on na tym, że z 5 krajów europejskich wybiera się po 2 uczniów. Muszą oni napisać egzamin GCSE i jeśli zdadzą go na minimum 70% to dostają stypendium. Mają możliwość kształcenia się w tamtejszej szkole. Program oferuje też zakwaterowanie w angielskim domu, oraz kieszonkowe 100 funtów na miesiąc.
- Przepraszam ile ? Przecież w przeliczeniu to jest około 500 zł – zapytałam zszokowana.
- Widocznie tyle średnio jest potrzebne. A po za tym to jest też nagroda za dobre wyniki, a nie tylko środki do przeżycia. To znaczy wszelkie opłaty takie jak bilet, czy posiłki są opłacane z zasobów projektu, ale to chyba jest jasne. To co, chciałabyś jechać?
Musiałam sobie to wszystko spokojnie poukładać. Właśnie zaproponowano mi naukę w mieście moich marzeń. Moje sny zaczęły się spełniać. Mogę uciec z tego miejsca, od tych ludzi i zacząć nowe życie. Co prawda z tyłu głowy były też myśli o rodzinie, przyjaciółkach, czy strach przed nieznanym. Lecz to i tak nie mogło wpłynąć na moją decyzję.  Dyrektorka lekko odchrząknęła przypominając, że czeka na odpowiedź.
- Ale tak oczywiście, jejku nawet pani nie wie jak się cieszę. To znaczy muszę porozmawiać z mamą i no rozumie pani. Ale Boże jaka jestem szczęśliwa, nie zasłużyłam na to.
- Zasłużyłaś drogie dziecko, właśnie o to chodzi, że zasłużyłaś. Jutro omówię wszystko z twoją mamą.
 Nie minął miesiąc od wizyty w gabinecie dyrektorki kiedy stałam już na lotnisku. Moja rodzina została za barierkami, a ja stałam sama z moją niebieską walizką i wpatrywałam się w odlatujące samoloty. Za niedługo ja tak odlecę. Zacznę nowe życie, z nowymi ludźmi. Tak, będzie trzeba się przełamać i wyjść z aspołeczności. Bo jeśli się nie otworzę, to nic się nie zmieni. Moje życiu wróci do teraźniejszego stanu, tyle że w innym otoczeniu. Co za różnica. Muszę się zmobilizować. Tak, dasz radę. Ostatni raz spojrzałam na moich bliskich, którzy dalej tam stali i do mnie machali. Łzy mimowolnie spłynęły mi po policzkach. Ci ludzie, mimo że byli tak daleko ode mnie psychicznie i nie do końca mnie rozumieli to kochałam ich całym sercem. Dawali poczucie bezpieczeństwa i jakiejkolwiek przynależności. Usłyszałam głos – wszyscy pasażerowie lotu Katowice – Londyn proszeni są o udanie się do wyjścia numer 4. Najwyższy czas. Teraz wszystko w twoich rękach. 
---------------------------------------------------------------------------------
No i jest prolog. Na razie napisałam 4 rozdziały to do egzaminów starczy, a potem już będę miała w trzy i ciut ciut czasu. Mam nadzieję, że to się do czegokolwiek nadaje. Ja osobiście uważam, że stać mnie na coś lepszego, no ale cóż... nie wyszło. Jeśli jakimś cudem już ktoś tu wszedł do bardzo proszę o komentarz. Zajmie to chwilkę, a dla mnie znaczy naprawdę bardzo dużo. Nie wprowadziłam zespołu, o którym mówiłam, ale za niedługo się pojawi. Jeszcze raz chciałam podać swój nr gg (38787924) jakby ktoś miał czas i chęć mi to posprawdzać, bo zdaję sobie sprawę, że są błędy. Mogę też informować o kolejnych rozdziałach lub po prostu popisać ;) No to chyba tyle. Następny za tydzień. Buziaki 
                                                                                                          Gabrielle