Dreams are renewable. No matter what our age or condition, there are still untapped possibilities within us and new beauty waiting to be born.

-Dale Turner-

wtorek, 29 maja 2012

Another day, another life... passes by just like mine.


Rozdział 20.



Gdy dotarłam na miejsce słońce już dawno pokazało się w całej swojej okazałości. Jego złociste promienie zaczepnie muskały moją twarz, lecz dziś nie były w stanie mnie rozweselić. Wysoki mężczyzna w hawajskiej koszuli wysiadł razem ze mną i wyjął z wielkiego bagażnika moją ogromną czarną walizkę. Potem z powrotem wsiadł do busa i odjechał zostawiając mnie na tym pustkowiu. Lecąc tym samolotem nie spałam ani minuty. Jak mogłabym pogrążyć się w ciemności myśli będąc tak blisko gwiazd? Gwiazd, w których los podobno spisał karty naszego życia. Czy to możliwe, że te drobne, świecące piłeczki zadecydowały, że spotkam na swojej drodze mojego najdroższego Mulata? Że nasze serca z niewiadomych przyczyn zaczęły bić szybciej? Zaczęłam się zastanawiać co by było gdybym go nie spotkała. Najprawdopodobniej by mnie już nie było. Chyba, że to wszystko było jeszcze bardziej ze sobą powiązane. Lepiej się w to nie zagłębiać, bo mogą z tego wyjść bardzo dziwne wnioski. Faktem jest jednak, że uzmysłowiłam sobie jak bardzo Zayn zmienił moje życie. Nie zasłużył na takie traktowanie. Na odejście bez wytłumaczenia. Na pogiętą, oschłą karteczkę, pisaną na kolanie. Pożyczyłam telefon od miłej staruszki i z mocno bijącym sercem wybrałam numer. Wiedziałam, że raczej nie odbierze, ale tego właśnie chciałam. Po niekończących się sygnałach stalowy dźwięk poczty głosowej wreszcie się odezwał. Na jednym oddechu nagrałam ułożone w głowie przemówienie i szybko się rozłączyłam. Musiałam to zrobić. Nie mogłam go zostawić w niewiedzy. Pewnie już to odsłuchał i wolałam nie myśleć o tym, co teraz dzieje się w jego głowie. Gdyby mógł pewnie ściągnął by mnie tam choćby siłą myśli. Lecz już było za późno, a ja wiedziałam, że to jedyne słuszne rozwiązanie. 

Chwyciłam za metalowy uchwyt i ruszyłam środkiem pola do mojej oazy. Zabawnie to musiało wyglądać. Niska rozczochrana blondynka w szerokim swetrze i potarganych dżinsach brnąca przez wysokie trawy ciągnąc za sobą ogromny bagaż. Lecz mnie nie interesowało co sobie pomyślą ludzie. To nie był Londyn gdzie musiałam uważać na każdy krok. Delikatnie przymknęłam powieki. Zachłysnęłam się wyrazistym zapachem lasu, a do uszu dotarł przyjemny szept mojego przyjaciela – wiatru. Nie chodziło o to, że jakoś bardzo ta woń lub ten szum różniły się od tych angielskich. Patrząc obiektywnie były dokładnie identyczne. Ale te miały w sobie cząsteczki mojego dzieciństwa. Moje wspomnienia, tajemnice, łzy i śmiech. Teoretycznie powinnam teraz jechać do mojego mieszkania, do rodziców. Każda córka właśnie w ramionach matki szukałaby oparcia i zrozumienia. Każda lecz nie ja. Nie chodzi o to, że nie była dla mnie ważna. Była i to bardzo. Jednak istniała osoba, która rozumiała mnie znacznie lepiej. Po dość długiej, lecz przyjemnej drodze nareszcie moim oczom ukazał się upragniony widok. Ogromny uśmiech mimowolnie wypełznął na moją twarz. Ludzie mają różne atrybuty szczęścia. Dla jednych jest to zielona koniczynka, dla drugich słoń z podniesioną do góry trąbą, a dla jeszcze innych podkowa. A mi szczęście kojarzyło się właśnie z tym maleńkim, białym domkiem i stojącą przed nim wierzbą. Na krótką chwilę wszystkie problemy zniknęły. Poczułam się znowu jak ta mała, pięcioletnia dziewczynka w dwóch kucykach związanych różową wstążką i w niebieskiej sukieneczce. Taka beztroska, radosna. Nagle drzwi się uchyliły i starsza, siwiutka kobieta stanęła przed budynkiem. Łzy napłynęły mi do oczu. Odrzuciłam mój bagaż na bok i nie zważając na nic pobiegłam w jej stronę. Do tej pory nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo mi jej brakowało. Jak bardzo za nią tęskniłam. Zgubiłam się w tamtym wielkim mieście. Błądząc szerokimi ulicami, pośród miliona obcych twarzy, duszona przez kurz zapomniałam o swoich korzeniach. O tym moim azylu, który zawsze na mnie czekał i o jego właścicielce. Babcia uścisnęła mnie mocno i nic nie powiedziała. Poczułam jej gorące łzy na swoim ramieniu. Skrzywdziłam ją swoją nieobecnością. Brakiem telefonów, odwiedzin. Teraz tak samo krzywdziłam moją rodzinę zostawioną w Londynie. Czy zawsze tak musiało być? Czy nigdy nie mogłam być dla wszystkich moich bliskich? Czy zawsze musiałam kogoś krzywdzić? I nie chodzi tu nawet o Zayna. To było dla nas najlepsze wyjście. Ale Harry, Liam, Niall, Louis stali się dla mnie jak rodzina. Najbardziej nienormalna, często uciążliwa, rozpieszczona, ale jednak rodzina. Teraz to od nich się odcięłam. Zostawiłam w Londynie kartę SIM, zmieniłam numer skype. Uciekłam bez pożegnania. Jak ostatni tchórz. Z resztą nie pierwszy raz. 

Kiedy weszłam do środka moje usta znowu uniosły się ku górze. Nic się przez te dwa lata nie zmieniło. W niewielkiej kuchni jak zawsze unosił się zapach pomarańczy i cynamonu, na zakrytym białą serwetą stole stała blacha z sernikiem, a z różnokolorowych garnuszków wydobywało się przyjemne dla ucha pyrkotanie. Staruszka zabrała się za dalsze gotowanie, a ja udałam się na górę do mojego pokoju się rozpakować. Nawet skrzypienie starych schodów sprawiało mi przyjemność. Nieśmiało uchyliłam wąskie drzwi na końcu korytarza. Ten pokój ten ciągle pozostał taki sam. Słonecznikowe ściany, brązowa sofa i dębowa szafa. Skromny pokoik. Dla przeciętnego człowieka nie warty złamanego grosza. Przestarzała dziura, która tak wiele dla mnie znaczyła. Mury przesiąknięte moimi łzami i śmiechem. Odbijające niczym lustro moją rozpacz i szczęście.  Teraz znowu dużo tu zostawię. Więcej niż kiedykolwiek. Powoli podeszłam do szafy i zaczęłam wyjmować pojedyncze sztuki ubrań. W tej bluzce byłam na pierwszej randce. O, a tą dostałam od Liama na urodziny. No i jest też oczywiście bikini w zajączki, które podarował mi Lou. Nagle moja dłoń natknęła się na coś twardego. Złota ramka. W ramce zdjęcie. Młoda dziewczyna siedząca na barkach chłopaka. Są w jakimś parku. Na drugim planie widnieje jeziorko. Jeśliby się bliżej przyjrzeć są w nim jakieś inne postacie. Od pary bije oślepiające światło. Ich twarze są rozpromienione, a w oczach widnieje nieziemski blask. Czy oni się urwali z księżyca? Czy to możliwe, żeby ten świat mógł przymknąć oko na taką dawkę szczęścia? Ciekawe ile osób musiało cierpieć, żeby zachować równowagę w przyrodzie. Co się z nimi stało? Gdzie się zgubili? Odpowiedź jest prosta. Zostali pożarci przez rutynę i monotonię. Prędzej czy później ta choroba dotyka każdego. Jest niczym gosposia, która codziennie podtruwa swojego pracodawcę. Skutki jej działalności są ledwo widoczne, ale nieprzerwane. Drąży i drąży dziurę w relacji dwojga ludzi, aż w końcu dociera do drugiego dna. Czy jest na nią jakiekolwiek lekarstwo? Magiczny specyfik? Musi być. Przecież jest tyle szczęśliwych małżeństw obchodzących różnokolorowe gody. Zazdroszczę im. Mówicie, że najukochańszym i najbardziej uroczym widokiem są małe kotki, lub merdające ogonami szczeniaki? A mnie najbardziej rozczulają siedemdziesiąt letnie pary trzymające się za ręce i dalej patrzące na siebie z takim uwielbieniem. Podziwiam ich. Sama miłość nigdy nie wystarczy. Jest esencją związku, lecz bez innych składników nie ma prawa bytu. Po co nam torebka herbaty, jeśli nie posiadamy wrzątku, szklanki, cukru i łyżeczki? Zaufania, zrozumienia i radości z przebywania razem. Nawet nie zauważyłam kiedy gorące krople postanowiły zrobić sobie spacer po moich policzkach. Nie minęła minuta, kiedy przerodził się on w szaleńczy wyścig. Cały ból, strach, tęsknota za utraconym szczęściem, które kumulowały się i gniły na dnie mojego serca, wreszcie znalazły ujście. Tak długo musiałam je nosić. O rzeczach, które nas ranią najbardziej się nie mówi. Nie jest się w stanie. Tak, kłóciłam się z Zaynem, ale chodziło o drobnostki. Mało znaczące szczegóły, które w innych okolicznościach nie wywołałyby nawet najmniejszej irytacji. Miałam pretensje o niewyrzucone śmieci, ale gdy w jego spojrzeniu zabrakło tych iskierek, lub gdy mnie nie przytulił na dobranoc, milczałam.  Tak bardzo brakowało mi tego zainteresowania i czułości, którymi darzył mnie wcześniej. Błędne koło. Tak naprawdę byłam na niego zła, bo zabierał mi moją wolność. A właściwie dobrowolnie ją oddałam. Obwiniałam go o stratę kontaktu z niektórymi znajomymi i rzadsze wyjścia. Krzyczałam, ponieważ za dużo go było w moim życiu i nie mogłam oddychać. Przez tą napiętą atmosferę on się odsuwał, a ja byłam jeszcze bardziej sfrustrowana.
Niespodziewanie poczułam czyjąś dłoń na moim ramieniu. Zaskoczona drgnęłam, lecz po chwili byłam już otoczona bezpiecznym uściskiem babuni. Kobieta wzięła do ręki fotografię i przez dłuższą chwilę się jej przyglądała.
- Wiesz kochanie, dorosłość to nie jest łatwa sprawa. Szczególnie gdy stawia się w niej pierwsze kroki. Nikt Cię jej nie nauczy. Musisz sama podejmować decyzje i obserwować jakie będą ich skutki. Uczyć się na błędach. Bo każdy je robi. Niezależnie od wieku, płci, pozycji społecznej, czy charakteru. Ale o to właśnie chodzi w dorosłości. O branie odpowiedzialności i naprawianie tego co zepsuliśmy. Ja też wiele przeżyłam. Moje życie nie było krystaliczne, wiecznie piękne, spokojne i bezbłędne. Lecz przez te wszystkie lata zdążyłam odkryć jedną zasadę. Dotyczy ona każdej płaszczyzny życia i mimo że brzmi banalnie, jest złotym środkiem. Zawsze słuchaj głosu swojego serca. Nawet jeśli jego podpowiedzi są inne niż dyktuje rozum, to dzięki nim zawsze będziesz żyła w zgodzie ze sobą. Nie mówię, że ono zawsze wskaże Ci najlepsze wyjście, ale nie będziesz niczego żałowała. Jeśli będziesz chciała mi opowiedzieć o tym młodzieńcu, to wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć, słoneczko. – tak, chciałam jej wszystko powiedzieć. Wygadać się jak najlepszej przyjaciółce. Wylać z siebie te wszystkie słowa, które tak mi ciążą. Ale nie potrafiłam. Zamiast tego zadałam pytanie, które mogło mi pomóc i nakierować staruszkę na rodzaj mojego problemu.
- Jak udało Ci się przeżyć z dziadkiem te pięćdziesiąt cztery lata? Jak pokonaliście tą monotonię i codzienność? Przecież takie przybywanie ciągle z jedną  osobą jest męczące i po pewnym czasie przytłacza. Człowiek zaczyna się dusić i szukać ucieczki, oddechu wolności…
- Uwierz mi, to wcale nie było takie łatwe - babcia patrzyła gdzieś w przestrzeń za mną - Nic nigdy nie było łatwe. Jednak, jeżeli kogoś naprawdę kochasz to większy ból sprawia Ci brak tej osoby niż ta stała monotonia. Pamiętam jak dzisiaj kiedy zabrali twojego dziadka do wojska. Pamiętam co czułam, jak bardzo raniła mnie odległość chociaż dzień przed jego wyjazdem stwierdziłam, że usycham przy nim, że brakuje mi tlenu. Jednak dopiero kiedy odszedł poczułam jak mi go ubywa. Twój dziadek był dla mnie powietrzem niezbędnym do życia. Gdy byłam z nim nie dusił mnie zapach jego perfum czy papierosów, które razem z kolegami wytwarzali według własnego przepisu - uśmiechnęła się delikatnie - tak naprawdę to dusiłam się przez moją chorą wyobraźnię, że mogłoby być lepiej. Dopiero kiedy kogoś zaczyna nam brakować, dociera do nas tak naprawdę ile wniósł on do naszego życia - kobieta położyła dłoń na moim ramieniu - chociaż dziadek był trochę  nudnym i statecznym człowiekiem, to nadawał on sens każdemu mojemu oddechowi. Bo… miłość jest jak świeca. Najpierw pali się gorącym płomieniem. Jej rozżarzony płomyk oślepia wszystkich swoim światłem. Lecz po pewnym czasie to mija. Zostaje coraz mniej wosku – okresu naszego życia. Byle podmuch wiatru może zdmuchnąć ogień. Zdarza się też, że gaśnie on samoistnie. I nasza rola polega na tym, żeby pilnować tej iskierki. A jeśli już  coś nie pójdzie po naszej myśli, to zapalić ją od nowa. Dopóki jest wosk, ta świeca może świecić. Czasem trzeba tylko włożyć w to dużo wysiłku. Nie istnieje na tym świecie związek idealny. Bez kłótni, wypełniony po brzegi permanentną fascynacją i namiętnością. To jest tylko pierwszy etap. Wszystko się zmienia, ewoluuje.  O wszystko trzeba walczyć i się starać. Chyba, że nie warto, ale to już każdy musi sam ocenić w swojej duszy. Widzisz… Twój dziadek miał naprawdę wiele wad. Byliśmy tacy różni. Każdy nieidealny na swój prywatny sposób. Łączyło nas tylko jedno – to niepowtarzalne uczucie, więź, której nic nie było w stanie rozerwać. Gdyby nie ona na pewno bym odeszła. Momentami nie widziałam nawet innego wyjścia. Tylko… nie potrafiłam sobie wyobrazić życia bez niego. Stał się nieodłączną częścią mnie. Stanowiliśmy jedność. I na tym właśnie polega prawdziwe kochanie.


  *** 



Otworzyłem oczy tylko po to, żeby zaraz je zamknąć, oślepiony blaskiem światła dziennego, wdzierającego się przez rozsunięte zasłony. Głowa pękała mi z bólu, a w gardle czułem straszliwą suchość. Zdecydowanie za dużo wczoraj wypiłem, czego dowodem był kac morderca atakujący mój system nerwowy. Przejechałem dłonią przez moje nastroszone włosy, nadal nie otwierając oczu. Klara mnie zabije. Nienawidzi kiedy piję, a jak przesadzam to strasznie się czepia. Żyć nie umierać. Chociaż… może rzeczywiście ostatnio przesadzam z imprezowaniem? Malik, przegiąłeś. Ciesz się, że ona jakoś z Tobą wytrzymała. Ale tu chodzi chyba o coś jeszcze: ja po prostu przestałem się starać i znowu stałem się pieprzonym egoistą. A przecież w związku nie ma miejsca na egoizm, bo wtedy wszystko się sypie, niczym domek z kart. Związek jest jak domino: jeden nieostrożny ruch wszystko nagle się wali. Będę musiał jakoś wynagrodzić jej te wszystkie kłótnie, spięcia, ciche dni… Dobrze, że w końcu zdałem sobie sprawę, że to nie jej wina, tylko moja. Ranienie jej tak bardzo bolało, a z dnia na dzień krzywdziłem ją coraz bardziej, nie potrafiłem poradzić sobie z własnym życiem. Chciałem jak najlepiej, a coraz bardziej pogarszałem sytuację, zbliżając się do granicy, zza której nie ma już powrotów. Nie wiem gdzie zaczęły się nasze problemy i co jest ich przyczyną. Przecież na początku było cudownie, żyliśmy w idealnej symbiozie, w harmonii tak perfekcyjnej, że na pierwszy rzut oka nieosiągalnej. Klara rozświetla moje życie. Jest latarnią na morzu fałszu, intryg i interesowności, która chroni mnie przed rozbiciem się o skały kłamstwa. Niewinna, nieco naiwna dziewczyna, która wzięła mnie za rękę i powiedziała „Choć ze mną, proszę. Dawno nie obserwowałam gwiazd. Zobacz jak pięknie, naturalnie błyszczą.” A może chodzi o to, że było zbyt idealnie, żeby nasza bajka mogła trwać wiecznie? Nie wiem. W każdym razie zamierzam to wszystko teraz naprawić. 

Tylko jak mogę odkupić moje winy i przekonać Klarę, że nadal mi na niej zależy i po prostu się pogubiłem? Kolacja w wykwintnej restauracji? Nie, moja ukochana nie lubi takich miejsc. Drogi prezent? To też raczej nie przejdzie. Już wiem: zabiorę ją na piknik! Gdzieś za miasto, do lasu, tam gdzie nikt nie będzie nam przeszkadzał. Gdzieś gdzie znowu odnajdziemy harmonię i zagubioną miłość. Gdzieś gdzie na nowo odnaleźlibyśmy siebie. Przeproszę ją za wszystko. Mam nadzieję, że mi wybaczy. 
Wyciągnąłem rękę, chcąc przygarnąć Klarę do siebie i powiedzieć jej, że trzeba wstawać, bo mam dla niej niespodziankę, ale obok mnie nie było nikogo. Pustka przez którą ogarnął mnie paniczny strach. Nie wiem dlaczego, ale intuicja podpowiadała mi, że stało się coś strasznego. Otworzyłem powoli oczy i rozejrzałem się po pokoju. Szafa mojej dziewczyny była otwarta i całkowicie pusta. Oblałem się zimnym potem. TO NIEMOŻLIWE. Zerwałem się z łóżka, sycząc z bólu, który przeszył moją czaszkę, i popędziłem do pokoju gościnnego sprawdzić, czy tam jej nie ma. Ale tam również było pusto. 

Wróciłem pędem do mojego pokoju, miotając się po pomieszczeniu niczym zwierzę zamknięte w klatce. TO NIEMOŻLIWE. Nagle zauważyłem na łóżku kartkę, którą wcześniej przeoczyłem. Powoli wczytałem się w sens nakreślony naprędce słów. WYJEŻDŻAM. MUSZĘ TO PRZEMYŚLEĆ… WRÓCĘ. KOCHAM CIĘ. TWOJA KLARA. Zamarłem. Nie, nie, nie. To się nie dzieje. Szybko sięgnąłem po telefon, chcąc zadzwonić do Klary i usłyszę od niej, że to jest tylko tak żart. Miałem jedną wiadomość na skrzynce głosowej. Drżącym palcem nadusiłem zieloną słuchawkę. 

            Nie mogłam tak dłużej. Coś między nami pękło, a nienawiść, która powoli zaczęła zatruwać naszą miłość, mnie złamała. Nasz związek przysparzał nam więcej bólu niż radości, więc postanowiłam odejść. Musiałam odejść. Może nie na zawsze, może jedynie na jakiś czas, ale przerwa jest nam zdecydowanie potrzebna. Gdzieś tam, po drodze, zagubiliśmy siebie i to wszystko co tworzy związek. Przede wszystkim zgubiliśmy wspólne szczęście i radość bycia ze sobą. Wiem, że Ty również musiałeś to zauważyć.
            Nie dzwoń do mnie, ani nie pisz, bo tak i tak nic nie da – zmieniam numer. Muszę sobie to wszystko poukładać. W spokoju. Sama. Bo wiesz… czasami miłość jest zbyt wielka, aby egzystować bez szkód i bólu. Wtedy nadchodzi rozstanie.
            Nie martw się o mnie, wrócę jak odnajdę odpowiedzi na dręczące mnie pytania. Jak odnajdę to co zgubiliśmy na naszej wspólnej drodze. A jeśli wtedy okaże się, że ruszyłeś do przodu zostawiając przeszłość za sobą… Uszanuję to i nie będę się narzucała.
            Pamiętaj, że mimo wszystko zawsze będę Cię kochała.
Twoja na zawsze,
Klara.

Nie mogłem uwierzyć w to co właśnie usłyszałem. Wyjechała. Przez mnie. W uszach nadal rozbrzmiewał mi jej delikatny głos, przepełniony rozpaczą i straszliwym smutkiem. Cierpiała. Przeze mnie.

Po mojej twarzy spłynęły łzy, których nie miałem siły powstrzymać. Klara odeszła zostawiając mnie samego. Odeszła jeszcze zanim zrozumiałem przyczynę naszych problemów. Odeszła zanim zdążyłem cokolwiek zrobić.

Boże, co ja mam teraz zrobić?! Jak mogę cokolwiek naprawić, skoro już jej nie ma? Cholera! Uderzyłem z całej siły w ścianę, na której momentalnie pojawiło się wgniecenie. Poczułem przeszywający ból. Spojrzałem na moją dłoń. Krwawiła tak samo jak moje serce.

- Co się stało?! – krzycząc wparowała do mojego pokoju czwórka moich przyjaciół. Mieli zdezorientowane miny, pewnie zwabił ich tutaj huk.
- Wyjechała – powiedziałem po prostu, nie mając siły na dalsze wyjaśnienia.
Ignorując zdziwione miny chłopaków wyszedłem na balkon. Zaciągnąłem się dymem nikotynowym, który był jedynym znanym mi sposobem na odreagowanie. Tak jakby papierosy niszcząc moje ciało karmiły moją duszę. Wystawiłem zroszoną łzami twarz do słońca, czując nową falę słonawego płynu napływającą do moich oczu. 
Bad Boy z Bradford właśnie został złamany.  


 ----------------------------------------------------------------------------------------------------


Boniu, jak dobrze wrócić do domu :D Nawet sobie nie wyobrażacie jak bardzo mi was brakowało. Postaram się was już więcej nie opuszczać na tak długo, bo wcale mi się to nie podobało;) Mam nadzieję, że nie zawiodłam was nowym postem i jakość mi aż tak bardzo nie spadła. Jak wam wcześniej mówiłam to nie jest tylko moje dzieło. Gorące brawa dla VICK. Mam nadzieję, że przywitacie ją równie cieplutko, jak te parę miesięcy temu przywitaliście mnie. Moim skromnym zdaniem jej talent o stokroć przewyższa mój i czuję, że z tej współpracy wyniknie coś naprawdę dobrego. Ja próbowałam sama napisać tego Zayna, ale szedł mi jak krew z nosa. I gdy było już tragicznie, Wiktoria przybyła z odsieczą. Z resztą nie pierwszy raz, za co bardzo jej dziękuję. Co do podziękować to jestem też bardzo wdzięczna mojej kochanej Aleksji, która mnie ciągle mobilizowała i mobilizuje do dalszego pisania, no i oczywiście wam, moje drogie czytelniczki za to ,że mimo takiej przerwy ciągle tu jesteście. To dla mnie bardzo dużo znaczy. W nowej serii… obiecuję dużo niespodzianek, zwrotów akcji i emocji. Mam nadzieję, że wam przypadnie do gustu, tym bardziej, że co dwie głowy to nie jedna. Buziaki
Wasza Gabi 


No hej. Tak jakoś wyszło, że postanowiłam współpracować z geniuszem jakim jest Gab. Nie słuchajcie jej, to ja przy niej nie umiem pisać. Poprawka: ja w ogóle nie umiem pisać. No ale cóż, to już chyba zdążyłyście zauważyć. 

Nie wiem co myślicie o moim Zaynie. Jego postacie będzie ewoluowała z każdym rozdziałem, więc mam nadzieję, że Was nie zawiodę. Czasami mogę przynudzać, za co z góry przepraszam, ale ja lubię opisywać emocje i uczucia. Sama nie wiem czemu.
Nie wiemy jak często będą pojawiały się rozdziały. Ja pisze jeszcze inne blogi i opowiadanie na konkurs, a poza tym, nie mamy zamiaru pisać na siłę. 
Dobra, to podsumowując, mam nadzieję, że Was nie zawiodę.
Vick.



PS. Kiedy następny? Szóstego czerwca. Ten post to jest taki bonus i zapowiedź naszej współpracy.

6 komentarze:

Aleksja. pisze...

tya.
Siema Gab! Cześć Vick! Przyjemnie to tak łamać moje serce i to jeszcze na kilka sposobów?! Matko jak ja was nie lubię za to -.-
Nie no, dobra...
Was nie da się, nie lubić...
Jednak, sprawiłyście dzisiaj, że umarłam. Moje serducho zatrzymało się aż trzy razy, a wyobraźcie sobie, że w pobliżu nie było nikogo, kto umiałby pomóc w przypadku zawału... Wiecie na co mnie narażacie? Matko!
Więc tak na przyszłość:
1. Nie karzcie mi tyle czekać na kolejne dzieło i nie dodawajcie tak z nienacka! Gabrysiu, na przyszłość pamiętaj, że mam słabe nerwy!
2. Gdy macie ochotę pisać tak wzruszająco, to mnie ostrzegajcie, ponieważ do tego muszę się nastawiać psychicznie, gdyż taka dawka emocji po kilkugodzinnym obcowaniu z językiem rosyjskim, nie wpływa na mnie pozytywnie. Płakałam jak bóbr.
3. Razem stanowicie niewiarygodny zespół! Chylę czoła, aż moja blond grzywka zamiata podłogę! Normalnie zazdorszczę wam takiego talentu i nie wiem, który to już raz piszę to na tym blogu. Nie mogę się doczekać następnej części, gdyż aż skręca mnie ochota, żeby poczytać co to stanie się z Malikiem i jak zachowa się Klara. Ja chcę już, teraz, dzisiaj! Noo. Dobra. Koniec tego trucia... Zapamiętajcie sobie jedno, jesteście: FENOMENALNE, GENIALNE, NIEPOWTARZALNE a razem to już... brak mi słów. Amen.

Forever Young pisze...

Wyuczyłam się za wszystkie możliwe czasy. Dupa blada zjadała mnie ciekawość od środka i musiałam przypełznąć. Trzeba było mi nie mówić, chociaż z drugiej strony inaczej bym się nie dowiedziała o tym rozdziale bo nie pojawił mi się komunikat w panelu, dziwna dziwota. Mniejsza jednak o to. Siedziałam i czytałam. I wróciłam do początku by przeczytać po raz kolejny. I zawisła nade mną chmurka zastanowienia bo to było nieziemsko piękne, mądre, cudownie inne, zdecydowanie ponadprzeciętne. Właściwie cała wypowiedz babci mnie zachwyciła bo opisywała cały ukryty sens związku nad którymi nikt się nie zastanawia. Ja się nie zastanawiam, inni się nie zastanawiają bo przecież mamy czas. Pełno czasu więc po co zagrzebywać się w czymś takim skoro możemy inaczej go spożytkować? Klara chyba odbiła się od dna parząc na to, że całkiem niedawno była wybitnie nieznośna przez co podejrzewałam ją o jakieś rozszczepienie jaźni czy inny psychiczny problem. Oaza spokoju urocza, idealna do zaszycia się, do udawania nieistniejącego elementu wszechświata.
Malik za to mnie rozłożył na części elementarne. Wbił mi nóż w serce i przekręcił trzonek. Boże, jak ja nienawidzę czytać o tym jak oni cierpią. Boli mnie to na wszystkie możliwe sposoby ale robię to dalej jak jakiś parszywy masochista. Katuje się tym. Widzę różnicę pomiędzy starym a nowym bohaterem. Zayn Vick jest od czasu rozpoczęcia Everlasting Love moim niedoścignionym ideałem. Kocham go bezwarunkowo. Bije wszystkich innych na łopatki.
Lubię tą współpracę. Szczerze bez wazeliny ^.^ Teraz wiem, że i Klara będzie w stu procentach mistrzowską i ZaynLord będzie siał wokół spustoszenie. Nie wiem jeszcze co tam sobie wymyśliłyście w główkach ale jestem przekonana, że poczuje się zaskoczona. Za mało niestety wiem, żeby snuć przypuszczenia.
Oddaje dodatkowy pokłon za Autumn Leaves <3 i czekam niecierpliwie na 6 czerwca.

olaaaxdd pisze...

No i kolejna osoba pisząca o niebo lepiej niż ja. Dziewczyny ! . Ja się kiedyś załamię . Co do rozdziału to oczywiście podoba mi się. Obydwie części. I część Klary jak i część Zayn'a . I Gabi i Vick, obydwie macie wielki talent ;) . Pamiętajcie o tym. ^ ^

Flu pisze...

Uuu ...
Smutnawy troszkę ...
czekam Nn

Zapraszam do siebie
http://kaiss-and-he.blogspot.com/

h pisze...

Szkoda mi tego Zayna. Że Klara go zostawiła. Ale mam nadzieję, że wróci :)
Ogólnie cały rozdział bardzo mi się podoba. Jest utrzymany w takim smutnym nastroju i daje trochę do przemyślenia. Czekam do szóstego :)

Van pisze...

Boże dziewczyny aż zabrakło mi słów. Wiedziałam, że połączenie was razem da coś genialnego i niezwykłego ale nie wiedziałam, że aż tak !!
Jestem w głębokim szoku jesteście NAJLEPSZE !!
Nie wiem nawet jakich słów mam użyć by was opisać.
Rozdział jest cudowny wszytko tak świetnie opisane, że aż się czułam, że tam jestem i to ja przeżywam a nie Klara i Zayn !
Macie talent nie da się ukryć !!
Mam nadzieje, że kolejny pojawi się szybko jak już czekam !
+ Mam prośbę podzielcie się ze mną trochę takim zajebistym pisaniem bo po przeczytaniu was aż odeszła mnie ochota by samej coś napisać - Wiem, że wam nie dorównam eh...
Jeszcze raz jesteście ŚWIETNE GENIALNE I MEGA UZDOLNIONE !!!!!

second-chance-to-life.blogspot.com
van-ill-op.blogspot.com

Prześlij komentarz